piątek, 30 maja 2014

Co czytały jak jeszcze nie blogowały



Pierwsze wspomnienie, to fascynacja Koziołkiem Matołkiem Kornela Makuszyńskiego i katorga babci, która musiała – biedna, czytać ją za każdym razem, kiedy nocowałam u niej. Historię znałam na pamięć, choć sama jeszcze nie umiałam czytać. Kiedy babci „zamykało się oko” podczas czytania, kończyłam sama z pamięci opowieść. Oczywiście „za karę” babcia była odpytywana z treści.








 
Mniej więcej mając 12 lat, za sprawą „Kwiatu kalafiora” Małgorzaty Musierowicz, zaczęła się moja przygoda z czytaniem, która trwa do dziś. Rodzina Borejków stała się moim ideałem, jaki chciałam osiągnąć we własnym życiu. Stali się moimi przyjaciółmi na długie lata i do dnia dzisiejszego, w trudnych chwilach, sięgam po bardzo już zniszczony egzemplarz „Kwiatu...”, otwieram na przypadkowej stronie i znikam dla świata. 




 Nie sposób nie wspomnieć o królowej kryminału – Joannie Chmielewskiej. I o ile Musierowicz została mi podsunięta przez mamę, to Chmielewską zaproponował mi tata (zresztą „Całe zdanie nieboszczyka”, które wtedy mi pożyczył ze swoich zbiorów, nadal nielegalnie znajduje się u mnie i bardzo liczę na to, że tego nie przeczyta, ewentualnie mi daruje :D ).







 Wtedy też zaczęło się moje czytanie wszystkich książek danego autora. Jeśli pokochałam choć jedną książkę jakiegoś pisarza, robiłam wszystko, aby przeczytać resztę napisanych przez niego. Zostało mi to do dziś, a tych najbardziej ulubionych staram się mieć w prywatnej biblioteczce.

 
Zdjęcia powyżej to dwuletnia ja na pięciopaku oraz obok niespełna czteroletnia ja i pies. Niestety Koziołek Matołek nie przetrwał, za to „Kwiat kalafiora” jest ten sam, ledwie żywy, pożółkły, rozpadający się, klejony setki razy zupełnie nieskutecznie. Zastanawiałam się nie raz nad kupnem nowego wydania... i nigdy nie kupiłam, bo to co mam i tak nie wyrzucę, zawsze to właśnie je będę brała do ręki, żeby przeczytać. Ot, taka sentymentalna jestem. No i półka książek Joanny Chmielewskiej. To tylko część jej zbioru, może kiedyś uda się uzupełnić.

poniedziałek, 26 maja 2014

Głowa anioła HANNA CYGLER




 
      W 2004 roku „Głowa anioła” po raz pierwszy pojawiła się na rynku wydawniczym. Po dziecięciu latach, za sprawą Domu Wydawniczego Rebis, mamy możliwość ponownie spotkać się z Julią i jej przyjaciółmi w odświeżonej treści oraz szacie graficznej okładki.

      Tym razem autorka zabiera nas do nadmorskiego miasteczka K. Znajduje się tam zabytkowy pałac, na terenie którego trwają prace remontowe. Aktualnym właścicielem obiektu jest Tomek Morawiecki. Postanawia on sprowadzić do miasteczka światowej sławy panią architekt, Julię Cassini, swoją szkolną koleżankę. Przyjazd Julii wprowadza zamieszanie wśród dawnej paczki przyjaciół, ale nie tylko wśród nich. Pod urokiem pani architekt znajduje się również Alek Matulis, tajemniczy młody mężczyzna, pracujący przy renowacji pałacyku Hemerlingów. I kiedy wydaje się, że wszystko idzie zgodnie z planem, powracają demony przeszłości, teraźniejszość zaczyna być coraz groźniejsza, a przyszłość rysuje się w ciemnych kolorach.

      Hanna Cygler przyzwyczaiła mnie, że w jej książkach dzieje się bardzo dużo, szybko, i zaskakująco. I tym razem powieść jest wielowarstwowa, momentami wydaje się, że tych warstw jest może zbyt wiele, akcja powieści dzieje się w zawrotnym tempie, tak jak i czyta się tę powieść, przeszłość tłumaczy teraźniejszość, a teraźniejszość odbija światło przeszłości. Brakło mi tylko jednego – zaskoczenia. Od mniej więcej połowy książki jej finał był dla mnie już oczywisty, niestety, bo wpłynęło to dość znacznie na moje zainteresowanie książką.

     Plusem jest jak zwykle doskonała umiejętność opowiadania, jaką pani Cygler posiada. To, że tak wiele wątków potrafi zamknąć w nierozerwalną całość budzi mój ogromny szacunek i podziw dla kunsztu pisarskiego. Powieść zdecydowanie zasługuje na uwagę, szczególnie tych czytelniczek i czytelników, którzy lubią połączenie romansu, kryminału i powieści obyczajowej w jednej książce. A jeśli „Głowa anioła” wam się spodoba, to mam dobrą wiadomość – Hanna Cygler napisała kontynuację losów Julii i Aleksa, „Dwie głowy anioła”. Jeszcze w tym roku ukaże się wznowienie drugiej części z bardzo klimatyczną, świetnie dobraną do treści okładką.



"Głowa anioła" Hanna Cygler, Poznań, Dom Wydawniczy REBIS, 2014



piątek, 23 maja 2014

Przybić piątkę JANET EVANOVICH




       Stephanie Plum jest łowczynią nagród, a mimo to na prośbę babci Mazurowej oraz ciotki Mabel, postanawia odnaleźć wujka Freda, który zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach. Ostatnio widziany był w RGC, firmie zajmującej się wywozem nieczystości, która winna była wujkowi dwa dolary... Czy z powodu owych dwóch dolarów wujkowi Fredowi mogło stać się coś złego? Tego będzie próbowała dowiedzieć się nasza domorosła pani detektyw. Oczywiście w tzw. międzyczasie Stephanie będzie starała się złapać Briggsa, który ucieka przed wymiarem sprawiedliwości, złapać Morellego choćby na jedną noc, złapać Komandosa, też może być tylko na jedną noc, a dla odmiany uciec Ramirezowi, który koniecznie chce jej pomóc spotkać się z Bogiem. Szaleństwo? Być może, ale taka właśnie jest Stephanie Plum, nietuzinkowa, zwariowana, kobieta, która potrafi wokół siebie stworzyć niesamowity chaos.
       
       Janet Evanovich stworzyła serię powieści, które Amerykanki pokochały. I jak dla mnie, z całą pewnością nie za ilość kryminału w kryminale, bo nie oszukujmy się, to zdecydowanie NIE jest kryminał. Ale niewątpliwie postać głównej bohaterki przyciąga. Steph jest dowcipna, ironiczna, niezdecydowana w kwestii mężczyzn, do tego jest ekspertem w komplikowaniu życia sobie i swoim najbliższym. Ale czy to wystarczyło mi, aby wsiąknąć do reszty i stać się kolejną fanką Śliweczki? Nie sądzę, niestety. Postać Stephanie Plum kojarzy mi się z gorszą podróbką Bridget Jones, a sposób pisania Evanovich jest zbliżony do tego, który prezentowała Helen Fielding, przez co w moich oczach traci. Choć trzeba przyznać autorce, że zakończenie tej części jest mistrzowskie. Evanovich doskonale wie, jak przyciągnąć czytelnika, pozostawiła mnie z niewidomą, a tego zdecydowanie nie lubię.
       
        Nie sposób nie wspomnieć o jednej z postaci drugoplanowych, jak dla mnie dużo lepszej, niż Stephanie. To babcia Mazurowa, która od początku wprawiała mnie z jednej strony w osłupienie, by za chwilę powodować niekontrolowany śmiech. Otóż babcia Mazurowa, kobieta w wieku bardzo słusznym, jest ogromną fanką pogrzebów, wraz z koleżankami bywa na pokazach chippendales, uwielbia ploteczki i niespokojne życie. Zawsze chętna, aby pomóc wnuczce w odnalezieniu Freda, nie zważając zupełnie na swój wiek. Jej bujna wyobraźnia powodowała nie raz oburzenie i konsternację wśród najbliższych.

        Dla fanów Steph kolejne przygody będą zapewne wielką frajdą, ale ja nie do końca jestem pod jej urokiem. Owszem, książkę czyta się lekko, bohaterka z pewnością jest postacią barwną, a pisarka potrafi prowadzić całą akcję wartko i ciekawie, dla mnie jednak nie na tyle, aby ponownie spotkać się z nią w kolejnych tomach serii. Do tej pory za pośrednictwem wydawnictwa „Fabryka słów” pojawiło się jedenaście części przygód łowczyni nagród, a już w czerwcu pojawi się kolejna książka, co z pewnością bardzo ucieszy wszystkie fanki przebojowej Śliweczki.

Artykuł opublikowany na http://dlalejdis.pl/artykuly/przybic_piatke_recenzja

 
Stephanie plum. Przybić piątkę” Janet Evanovich, Lublin, Wydawnictwo Fabryka słów, 2013



wtorek, 20 maja 2014

Sąd ostateczny ANNA KLEJZEROWICZ





       Trochę niechlujny, pijący zbyt dużo, samotny, bez pracy i widoków na nią. Była żona dręczy go nieustannie telefonami w sprawie zaległych alimentów, jednocześnie nie pozwalając na kontakty z synem. Zniechęcenie i frustracja narastają, zupełnie nie proporcjonalnie do posiadanych pieniędzy. To Emil Żądło, były policjant, obecnie dziennikarz bez etatu. Kiedy jedna z gdańskich redakcji odmawia zakupu jego tekstu, postanawia ostatnie pieniądze wydać w pubie. Przypadkowo spotyka tam dawną sąsiadkę z narzeczonym, bardzo młodych ludzi wydających bezpłatną gazetkę. Nie tylko pożyczają mu pieniądze, ale i proponują współpracę. Emil czuje intuicyjnie, że to jego szansa, chwyta się propozycji jak tonący brzytwy, ale zupełnie nie przypuszcza, że to spotkanie będzie końcem dla tych dwojga, a początkiem dla niego.
        
       Kiedy seria brutalnych morderstw wstrząsa Gdańskiem, Emil nie przypuszcza, że on sam będzie w centrum tych wydarzeń. Morderca jest przebiegły, nie zostawia żadnych śladów, bawi się trochę w ciuciubabkę z policją, która jest coraz bardziej bezradna. Zebra, dawny kumpel, wiele ryzykuje pozwalając Emilowi dołączyć do prowadzonego przez siebie śledztwa, ale wobec argumentów kolegi nie ma wyjścia. Czy dzięki niesamowitej inteligencji i intuicji głównego bohatera uda się odnaleźć fanatycznego sprawcę krwawych zbrodni? Czy to możliwe, aby miało to związek z XV-wiecznym obrazem Hansa Memlinga „Sąd ostateczny”?
      
       Sięgając po powieść wiedziałam tylko, że sama Anna Klejzerowicz pisze o niej, że to mroczny kryminał z seryjnym zabójcą. Owszem, ale po zapoznaniu się z nią sądzę, że to zbyt duże uproszczenie, więc pozwolę się nie do końca z tym zgodzić. To powieść wielowątkowa, gdzie ogromne znaczenie odgrywa sztuka i miasto, to właśnie to jest motorem całej konstrukcji fabuły, to one popychają szaleńca do zbrodni. Autorka prowadzi nas uliczkami Gdańska, cudownie przeplata sielski obraz miasta otulonego letnim słońcem z mrocznymi praktykami mordercy. Nie skąpi historii powstania wielkiego dzieła, jakim jest tryptyk niderlandzkiego malarza Hansa Memlinga „Sąd Ostateczny”, którą umiejętnie łączy z fikcją literacką.
        
       Anna Klejzerowicz dzięki swojej powieści pozwoliła mi się poznać jako doskonały kryminalista, nie ustępujący miejsca najlepszym w tym gatunku. Powieść jest bardzo spójna, wszystkie wątki tworzą nierozerwalną całość, a wiedza wraz z przygotowaniem merytorycznym do napisania książki robi ogromne wrażenie. To bardzo dobrze skonstruowana opowieść o historii nie tylko samego miasta czy obrazu, ale i ludzi, którzy są z nim nierozerwalnie związani przeszłością, choć ona nie zawsze dotyka ich bezpośrednio.
        
       Nie do przecenienia są rozważania pisarki dotyczące boskiej sprawiedliwości i miłosierdzia, rozważania nad naturą człowieka, która niejednokrotnie pozbawiona jest godności i człowieczeństwa. Bardzo głęboko zapadły mi w pamięć słowa: „(...) Czy można być naprawdę dobrym, nie dostąpiwszy przedtem pokusy i grzechu, bólu i cierpienia? Przecież nie istnieje dobro bez zła. Jedno pojęcie warunkuje drugie.” Z tak oczywistą tezą nie można się nie zgodzić, to jakby kwintesencja wszystkiego, co dzieje się wokół nas.
        
       Pełen wachlarz emocji, możliwość zapoznania się z historią sztuki, opis urokliwego Gdańska – to wszystko i jeszcze więcej w doskonałej powieści „Sąd ostateczny” Anny Klejzerowicz.


Bardzo dziękuję Ani Klejzerowicz za wrażenia, jakich dostarczyło mi czytanie Jej powieści oraz wydawnictwu Replika.


"Sąd ostateczny" Anna Klejzerowicz, Zakrzewo, Wydawnictwo Replika, 2014 


poniedziałek, 19 maja 2014

Dziennik cwaniaczka. Zezowate szczęście JEFF KINNEY


       Kiedy najlepszy przyjaciel poznaje dziewczynę i zaczyna spędzać z nią każdą wolną chwilę, to twoje życie zmienia się w pasmo porażek. Okazuje się, że nie masz z kim porozmawiać, nikt nie obroni cię przed psem sąsiada, nie pomoże w lekcjach. Zostałeś sam. Do tego własna mama bardzo chce ci pomóc zdobyć nowych przyjaciół, co niekoniecznie kończy się dobrze, a żeby tego wszystkiego było mało to znajdujesz, oczywiście przez zupełny przypadek, swoje skarby z dzieciństwa, które myślałeś, że przepadły.

       Gregory to piętnastolatek, który zupełnie słusznie zagościł w sercach dzieciaków na całym świecie. To już kolejny tom serii przygód Grega, który i mnie ubawił, choć z powyższego opisu można wnioskować, że w książce nie ma nic śmiesznego. A jednak sposób, w jaki bohater opisuje swoje przeżycia, ale i emocje, które nim targają po odsunięciu się od niego najlepszego przyjaciela, jest tak zabawny, że nie można się nie śmiać.

       Dodatkową atrakcją książki są świetne rysunki, które w humorystyczny sposób podkreślają każde wydarzenie z życia bohatera. Dzięki takiemu zabiegowi młody czytelnik będzie z pewnością dobrze się bawił i lepiej potrafił sobie wyobrazić emocje targające Gregiem. Myślę, że takie połączenie narracyjne jest doskonałą zachętą dla dzieci, które nie przepadają za czytaniem książek.

       Kolejnym atutem Grega są jego naturalność, prostolinijność oraz niewydumane sytuacje, które go spotykają. Historie, które przedstawia mogą spotkać każdego młodego człowieka i zupełnie nie widać różnic kulturowych. Choć to amerykański nastolatek, to jako czytelnik nie miałam wrażenia, że czytam opowieści nie z tego świata. Greg jest przeciętnym nastolatkiem, nie wyróżniającym się niczym, nie jest ani popularny ani niewidoczny na tle rówieśników i stąd myślę jego powodzenie wśród czytelników. Moja starsza córka, niespełna trzynastoletnia, jest zachwycona jego przygodami, zaśmiewa się czytając i jedyny minus widzi taki, że te książki są zbyt krótkie.

       Z czystym sumieniem polecam tę, jak i pozostałe części „Dziennika cwaniaczka”, bo to książka, która zapewni dobrze spędzony czas, rozbawi, ale i pokaże młodemu człowiekowi, że każdy problem kiedyś blednie i wydaje się po pewnym czasie błahym. Przedział wiekowy 8-14 lat (za wydawcą).


   
 "Dziennik cwaniaczka. Zezowate szczęście" Jeff Kinney, Warszawa, Wydawnictwo Nasza Księgarnia, 2014


poniedziałek, 12 maja 2014

Policjant JERZY JAKUBOWSKI

 
    
     27 lat byłem policjantem (…), który zawsze pracował na pierwszej linii. (...)Chciałbym pokazać żmudną, ale jakże ciekawą pracę policjantów śledczych, którzy zmagali się ze złem po to, aby zwykli ludzie mogli bezpiecznie żyć.”
    
      Jerzy Jakubowski, poznański policjant, dziś na zasłużonej emeryturze, przedstawia w swojej książce historię swojej pracy policji w Wydziale Dochodzeniowo-Śledczym. Kiedy wstąpił w szeregi ówczesnej milicji obywatelskiej był rok 1978. Karierę rozpoczął od stanowiska referenta, potem inspektora w sekcji kryminalnej, do naczelnika wydziału. W bardzo prosty i przystępny sposób autor opisuje najgłośniejsze, niejednokrotnie najbardziej okrutne zbrodnie, jakie wydarzyły się w latach 80-tych XX wieku. W szczegółowy sposób opisuje pracę policjantów, techników, lekarzy sądowych, prokuratorów. Mamy możliwość zapoznać się z metodami działania organów ścigania w czasach, kiedy o komputerowej bazie danych milicja nawet nie marzyła, to czasy kiedy nie obowiązywała ochrona danych osobowych i wizerunku i policja bez problemu mogła pokazać zdjęcie poszukiwanego przestępcy w telewizji czy powiesić na przystankach komunikacji miejskiej plakaty ostrzegające przed niebezpiecznym człowiekiem. I zaskakujące jest to, że pomimo braku bardzo wielu możliwości milicja, a następnie policja była bardzo skuteczna.
      Jakubowski opisuje czasy, kiedy milicjant wzbudzał powszechny szacunek. W trudnych sprawach niejednokrotnie stróże prawa prosili o pomoc społeczeństwo i mogli na nie naprawdę liczyć. Ale nie doszukujmy się tu umieszczenia na piedestale samego siebie, bo autor sobie poświęca bardzo niewiele miejsca, tylko tyle, aby zapoznać czytelnika z powodami, dla których postanowił swoje życie zawodowe związać z policją.
      Coś, co wzbudziło mój ogromny szacunek do autora, to jego podejście do osób podejrzanych o najgorsze zbrodnie w trakcie wielogodzinnych przesłuchań. Jakubowski był zwyczajnie ludzki w stosunku do zwyrodnialców. Był ich spowiednikiem, zwierzali mu się nie tylko z motywów czy przebiegu morderstwa, oni opisywali swoje dzieciństwo, dorosłe życie, problemy z jakimi się na co dzień borykali.
      Szczegółowość opisów każdego z postępowań, które miały miejsce w latach 80-tych robi duże wrażenie, ale nie tylko to. Jakubowski otwarcie pisze o tym, jaki ma stosunek do kary śmierci, której jest zwolennikiem, jak i polityki czy Kościoła, które próbują ingerować w rzetelną pracę organów ścigania.
     „Policjant” to nie tylko książka dla fanów kryminałów, to również dobrze opisana i wyjaśniona terminologia, jaką posługują się funkcjonariusze. Z każdej strony powieści uderza uznanie dla współpracowników, mentorów i nauczycieli, dla zawodu, który był wykonywany przez Jerzego Jakubowskiego z wielkim oddaniem, wreszcie są to bardzo emocjonalne wspomnienia, które stały się ukoronowaniem wieloletniej walki ze złem. 

Artykuł opublikowany na portalu http://dlalejdis.pl/artykuly/policjant_recenzja

Policjant” Jerzy Jakubowski, Zakrzewo, Wydawnictwo Replika, 2014


 
 

Bezmyślna S.C. STEPHENS




      Czy strach przed samotnością może doprowadzić do obsesji? Czy nagłe osamotnienie może popchnąć nas do czynów, o które wcześniej byśmy siebie nie podejrzewali? S.C. Stephens przedstawia nam właśnie taką historię. Historię młodej kobiety, która obsesyjnie boi się samotności, która nie jest zupełnie gotowa na wejście w dorosłe życie.
      Kiera Allen podporządkowała siebie i swoja przyszłość Denny'emu. O kilka lat starszy mężczyzna jest jej przewodnikiem po otaczającym ich świecie, wprowadza ją w dorosłe życie, uczy miłości i seksu. Uczucie, które ich łączy jest bardzo silne, ze strony Kiery czasem ociera się ono o uzależnienie od partnera. Kobieta wie, że gdziekolwiek Denny pojedzie, ona bez zastanowienia, porzucając wszystko i wszystkich, podąży za nim. I tak, kiedy mężczyzna otrzymuje ofertę pracy w Seattle, Kiera nie zważając na nic jedzie z nim tysiące kilometrów, aby rozpocząć nowy etap w ich wspólnym życiu. Zamieszkują wraz z przyjacielem Denny'ego, Kellanem Kylem, wokalistą rockowego zespołu, mężczyzną, który wygląda niczym młody bóg i jest wiecznie otoczony wianuszkiem kobiet gotowych na wszystko, aby właśnie na nie zwrócił uwagę. Kiera jest również pod urokiem Kellana, ale potrafi mu się oprzeć - jej miłość do Denny'ego jest niezwykle silna. Do czasu, kiedy Denny wyjeżdża służbowo. Od tej pory zrozpaczona Kiera szuka pocieszenia i bliskości w ramionach Kellana.
      Pożądanie, jakie wybucha między kochankami ma obezwładniająca siłę, z którym oboje nie potrafią walczyć i poddają się jemu bez pamięci. Konsekwencje ich romansu są dość łatwe do przewidzenia, za to ilość niesamowitych doznań i emocji, jakie przygotowała autorka są zaskakujące. Co jest w tej na pozór przewidywalnej książce tak wciągającego, że ponad 600 stron przeczytałam w kilka godzin, zarywając noc, co już dawno mi się nie zdarzyło?
      S.C. Stephens pisze w tak wciągający sposób, że nie potrafiłam zwyczajnie odłożyć powieści choćby na chwilę. Pasja i napięcie, jakie rodzi się między bohaterami są niemal namacalne. To niedorzeczne, ale czułam to ich wzajemne przyciąganie, a to świadczy i świetnym warsztacie pisarskim autorki.
      Na równi z fantastycznym opisem emocji, S.C. Stephens kreśli osobowości bohaterów. Zagłębia się w umysł Kiery, przedstawia bez skrępowania jej niszczącą siłę obsesyjnej potrzeby bycia kochaną, która wynika przede wszystkim z kompleksów bohaterki. Stawia ją przed bardzo trudnymi wyborami, chwilami zbyt trudnymi dla tak młodej osoby. Opisuje przeszłość Kellana, która jest niezwykle trudna i zagmatwana, nie boi się trudnych tematów.
      Na skrzydełku okładki widnieje wpis, że osoba, która przeczytała powieść, czuła się jak po przejażdżce najdłuższą, najbardziej pokręconą kolejką górską na świecie. Pod tym stwierdzeniem podpisuję się i ja, bo czytanie tej historii to prawdziwy emocjonalny rollercoaster.


"Bezmyślna" S.C. Stephens, Warszawa, Wydawnictwo Akurat, 2014



     

poniedziałek, 5 maja 2014

Lśniące dziewczyny LAUREN BEUKES

 

     
      Harper Curtis, bezdomny mężczyzna mordując starszą kobietę, wchodzi w posiadanie pewnego klucza. Na początku nie ma pojęcia, gdzie jest dom, do którego by on pasował. Kiedy udaje mu się ów dom odnaleźć rozpoczyna się jego misja. Tą misją jest zabijanie młodych kobiet, których imiona są wypisane na ścianie Domu. Niesamowitą właściwością Domu jest jego umiejętność przenoszenia Harpera w czasie. I tak psychopatyczny i bardzo brutalny morderca podróżuje od lat 30-tych do 90-tych XX wieku, wypełniając skrupulatnie zadanie.
      
     Kirby Mazrachi jest jedną z ofiar Harpera i jedyną, której udało się pozostać przy życiu pomimo bardzo brutalnego ataku. Od tej chwili jej celem staje się odnalezienie napastnika.
      
     Przez cały czas zastanawiałam się, jakie są wnioski płynące z tej książki i nadal nie mam bladego pojęcia. Jaki autorka ma przekaz dla czytelnika? Zwyczajnie nie wiem. Nie doszukałam się motywu, jakim kierował się Harper zabijając. Czy jego misja miała jakiś konkretny cel czy zwyczajnie mordował dla samej „przyjemności” zabijania? Nie znalazłam również wyjaśnienia czy wybór tych konkretnych kobiet był przypadkowy czy nie. Sam obraz Domu też jest jakby niedopracowany przez Lauren Beukes. Nawet bardzo uważny czytelnik nie znajdzie historii tego obiektu. Czemu Dom nakazuje zabijać, skąd taka umiejętność jak przenoszenie w czasie? No i czy Harper jest tam przypadkiem czy może Dom wyraźnie czekał na niego, może go wybrał? Mnóstwo pytań, na które autorka nie daje odpowiedzi. I wcale nie chodzi tu o niedopowiedzenia, które mają pobudzić wyobraźnię czytelnika i być jasne dla tych bardziej inteligentnych. Tu brakło wyjaśnienia bardzo istotnego elementu jakim jest MOTYW. Dla mnie książka nie wyjaśnia nic, a co za tym idzie to tylko nic nie wnoszący opis fragmentów z życia pewnego mordercy i jego niedoszłej ofiary.
     
     Czy książkę polecam? Jako kryminał wypada średnio, jako fantasy jeszcze gorzej. Ale jest w tej książce coś, co jest z pewnością godne zainteresowania. Lauren Beukes stworzyła genialne opisy postaci drugiego planu. Zabijane kobiety to nie tylko ofiary psychopaty, to przede wszystkim ludzkie historie. Pisarka przedstawia losy kobiet na przestrzeni 60-ciu lat, losy, które wcale nie są łatwe. Każda z tych kobiet boryka się z problemami, każda z nich jest gdzieś w głębi siebie samotna i nosi jakieś brzemię. Bardzo żałuję, że autorka potraktowała, w moim odczuciu, „Lśniące dziewczyny” po macoszemu. Pomysł fabuły świetny, tylko niestety z wykorzystaniem go zupełnie Beukes nie wyszło.
  

 "Lśniące dziewczyny" Lauren Beukes, Poznań, Dom Wydawniczy REBIS, 2014