Na nowej stronie http://ksiazkapolapkach.eu/ jest już dostępna recenzja "Pierwszej kawy o poranku" Diego Galdino
http://ksiazkapolapkach.eu/pierwsza-kawa-poranku-diego-galdino/
Czytajcie, komentujcie, nadal ze mną bądźcie! :D
piątek, 11 lipca 2014
czwartek, 10 lipca 2014
ZMIANY NA LATO
Przyszedł czas na zmiany :) Książką po łapkach, za sprawą łapek męża osobistego, dostało nową, pachnącą świeżością stronę internetową :D
Od tej pory wszystkie wpisy będą znajdowały się pod adresem
http://ksiazkapolapkach.eu/
Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną! :D
Już niedługo recenzja "kawowej" książki, czyli "Pierwsza kawa o poranku" Diego Galdino.
Okładka piękna, romantyczna, a jak z treścią? Trochę gorzej, niestety. Szukajcie recenzji na nowej stronie!
Od tej pory wszystkie wpisy będą znajdowały się pod adresem
http://ksiazkapolapkach.eu/
Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną! :D
Już niedługo recenzja "kawowej" książki, czyli "Pierwsza kawa o poranku" Diego Galdino.
Okładka piękna, romantyczna, a jak z treścią? Trochę gorzej, niestety. Szukajcie recenzji na nowej stronie!
wtorek, 8 lipca 2014
Anioł śmierci LUCIA PUENZO
Josef
Mengele był
człowiekiem o dwóch twarzach. Z jednej strony to ukochane
dziecko rodziców, ulubieniec całej rodziny, niezwykle uzdolniony.
Został lekarzem, ponieważ
medycyna
była jego pasją. Poświęcił
jej
całe swoje życie. Z
drugiej
jest szaleniec, sadysta, człowiek wyzuty z wszelkich emocji, Anioł
śmierci
mający na swoim sumieniu tysiące ludzkich istnień.
To
Mengele był najokrutniejszym zbrodniarzem Trzeciej Rzeszy, który od
maja 1943 roku do listopada 1944 roku dokonał selekcji na rampie w
obozie Auschwitz-Birkenau ponad 70 transportów więźniów. Skazywał
na śmierć dzieci, starców, kobiety ciężarne oraz każdego, kto
nie nadawał się do pracy w obozie. W swojej obsesyjnej miłości do
czystości rasy próbował zwiększyć ilość ciąż mnogich, na
bliźniętach dokonywał najbardziej bestialskich eksperymentów
pseudomedycznych, takich jak amputacje, celowe zakażanie organizmu
śmiertelnymi chorobami, punkcje
lędźwiowe, a
wszystko to
wykonywane bez znieczulenia.
Wszelkie
anomalie rozwojowe cieszyły się jego ogromnym zainteresowaniem.
Lucia
Puenzo w swojej powieści połączyła
prawdziwą
postać Josefa Mengele, zachowując jego cechy charakteru,
zachowanie,
jego obsesje związane
ze stworzeniem czystego Aryjczyka oraz potrzebą władzy nad naturą
z
wymyśloną przez siebie historią karłowatej Lilith i jej rodziny.
Przenosimy
się do roku
1960. Ukrywający się Mengele swoim nienagannym zachowaniem zdobywa
zaufanie rodziny, z którą podróżuje po Pustyni Patagońskiej.
Czemu właśnie ta rodzina stała się jego towarzyszami? To za
sprawą 12-letniej Lilith, która jest zbyt niska i nieforemna. Ta
dziewczynka powoduje, że uśpiona
do niedawna żądza
zapanowania nad ludzkim ciałem budzi się na nowo. Udaje mu się
przekonać rodziców Lilith, że jest w stanie pomóc jej
za
pomocą hormonu wzrostu urosnąć
kilka, a być może kilkanaście centymetrów.
Kolejny eksperyment rozpoczyna się i
niewątpliwie będzie
miał nieodwracalny wpływ na życie małej dziewczynki.
„Anioł
śmierci” to nie tylko próba zobrazowania życia szalonego
naukowca po zakończeniu wojny, to przede wszystkim ukazanie
prawdziwej twarzy ludzi, dla których motorem do działania są
własne obsesyjne dążenia
do doskonałości oraz chęć zapanowania nad nieokiełznaną i
tajemniczą naturą. Bycie panem świata, władza absolutna są jak
narkotyk i bardzo trudno walczyć z pokusą bycia tym, który tworzy
perfekcyjność,
który
dyktuje warunki,
choć jest to tylko ideał
w jego własnym mniemaniu. Równie trudno być innym niż ogół,
który nas otacza. Każdy, kto posiada jakikolwiek
defekt
wie, jak ciężko żyje się będąc nieustannie narażonym na
krytykę, prześmiewcze reakcje społeczeństwa. I kiedy ten, który
ma się za stwórcę oraz ta, która chce być jak każdy spotyka
się, dążenie
do doskonałości staje się ich wspólnym celem.
Pytania,
jakie do dziś towarzyszą mi po przeczytaniu „Anioła śmierci”,
to do jakich rzeczy zdolny jest człowiek ogarnięty obsesją
zapanowania nad światem, jak silna musi być potrzeba aktu tworzenia
nieskazitelnego
człowieka, żeby nie wahać się przed najbardziej wyrafinowanym
okrucieństwem i ostatnie, jak
bardzo
jesteśmy zależni od pozytywnego postrzegania nas samych przez
społeczeństwo i jak każdy z nas potrzebuje akceptacji drugiego
człowieka. Jak bardzo to wszystko determinuje nasze działania,
jednocześnie
doprowadzając
do zatracenia
człowieczeństwa.
"Anioł śmierci" Lucia Puenzo, Zakrzewo, Wydawnictwo Replika, 2014
niedziela, 6 lipca 2014
Powrót na Staromiejską ANNA MULCZYŃSKA
Anna
Mulczyńska, czyli kobieta wielu pasji i zawodów, napisała powieść
prawdopodobnie jednocześnie realizując w ten sposób swoje kolejne
marzenie, których, zważywszy na ilość zainteresowań, ma nie
mało. I bardzo dobrze, że udało Jej się je urzeczywistnić, bo
powstała piękna książka, opisująca losy Weroniki i Edka. A
wszystko to dzieje się na przepięknej ulicy Staromiejskiej, gdzie
oboje mieszkają i gdzie oboje mają szansę na spełnienie swoich
marzeń i pasji, na wypełnienie życia miłością do siebie oraz
rozprawienia się z trudami przeszłości.
Weronika
wraca na Staromiejską po latach spędzonych w Szwecji. Wraca i
otwiera Robótkowo, sklep ze
swoich marzeń, zapełniając go belami miękkich tkanin, kolorowymi
mulinami, wymyślnymi drobiazgami do tworzenia niepowtarzalnych dzieł
sztuki. Jednocześnie leczy
swoje poranione serce nieudanym małżeństwem z Larsem, a tym
lekarstwem ma być wykonanie
skomplikowanej, patchworkowej
kołdry Dear Jane.
Edward
prowadzi restaurację na Staromiejskiej „Trattoria Cannelloni”, w
której wyraża siebie przygotowując niepowtarzalne potrawy,
wkładając w nie swoje serce i talent. Serce Edwarda jest złamane
za sprawą solistki baletowej Ani. Edward
to nie klasyczny przystojniak, wręcz przeciwnie, jest pospolity,
zwyczajny, co podkreśla dodatkowo szaroburym strojem, ale to nie
przedstawia jego prawdziwego wnętrza, które jest szlachetne,
romantyczne, pełne tęsknoty za miłością, którą chciałby
obdzielić jakąś wyjątkową kobietę.
Tych
dwoje spotyka się na magicznej, pełnej uroku ulicy Staromiejskiej,
gdzie wspomnienia i teraźniejszość harmonizują ze sobą, gdzie w
powietrzu czuć pozytywną energię, a marzenia się spełniają.
Banał? Być może, ale ta powieść jest inna, zapewniam.
Jest przepełniona ciepłem,
które jest namacalne.
Ogromny napływ powieści dla kobiet, gdzie on i ona spotykają się,
mają za sobą przykrą przeszłość, ale jednak odnajdują do
siebie drogę, powoduje, że
każda z nich wydaje się być taka sama.
Czym zatem różni się książka Mulczyńskiej od tej całej masy?
Przede wszystkim każdy z bohaterów, bez względu na to, czy są oni
głównymi postaciami czy obocznymi, ma pasję, w której jest po
prostu najlepszy i
do tego nie boi się urzeczywistniać swoich marzeń. Pasja,
która wyróżnia go z tłumu,
choć on sam nie jest może zbyt urokliwy. To właśnie umiłowanie
bohaterów do pracy, jaką wykonują oraz niekwestionowany talent i
szacunek dla niej powoduje, że jest to powieść nietuzinkowa. Każda
postać otrzymała od pisarki część
jej samej, przez co
bohaterowie nabierają
realnych kształtów, a
czytelnik czuje, że jego
pragnienia mogą się ziścić.
Pozytywny
ładunek, jaki niesie ze sobą opowieść o Weronice i Edku wzbogaca
książkę. Mulczyńska stworzyła bardzo naturalną, nieszablonową
historię, historię, gdzie
ciepło rozlewa
się po duszy i zaczyna się
wierzyć we własne możliwości. Do tego świetna narracja,
spokojna, wyważona, inteligentna. W
przyszłości pojawić ma się
kontynuacja powieści,
„Przyjaciółki ze Staromiejskiej”, która mam nadzieję, będzie
równie świeża, przepełniona dobrą energią i pasjami, jak jej
poprzedniczka. I na koniec
informacja, że głosami internautów „Powrót na Staromiejską”
otrzymał tytuł Najlepszej Książki na Lato, z czego bardzo się
cieszę i w pełni podzielam to zdanie.
"Powrót na Staromiejską" Anna Mulczyńska, Wydawnictwo Nasza Księgarnia, 2014
piątek, 4 lipca 2014
Wyścig z czasem KRISTINA OHLSSON
Recepta
na powieść trzymającą w napięciu? Opisać zamach terrorystyczny
w bardzo wąskich ramach czasowych.
10
października 2011 roku szwedzka policja kryminalna dostaje
informacje o podłożeniu czterech bomb w różnych miejscach
Sztokholmu. Dzień później Boeing 747 lecący do Nowego Jorku ze
Sztokholmu staje się narzędziem w rękach terrorystów, którzy
swoje żądania kierują do rządów Stanów Zjednoczonych i Szwecji,
jeśli nie zostaną one spełnione, to samolot wyleci w powietrze.
Czy te dwie sprawy są ze sobą powiązane? Na to pytanie będzie
starał się odpowiedzieć komisarz Alex Recht, była policjantka, a
obecnie pracownica Ministerstwa Sprawiedliwości, Fredrika Bergman
oraz Eden Lundell – szefowa wydziału walki z terroryzmem
szwedzkiej policji bezpieczeństwa Sapo. Powszechnie wiadomo, że
rząd USA nie negocjuje z terrorystami i woli wybrać mniejsze złe,
czyli w tym wypadku życie 400 pasażerów, więc kiedy zabraknie
paliwa w samolocie, życie tych ludzi dobiegnie końca.
Akcja
książki to zapis 24 godzin dramatycznej walki policji i służb
bezpieczeństwa ze strony szwedzkiej, amerykańskiej CIA i FBA oraz
wydarzeń, które rozgrywają się w Boeingu 747. Czas, który
nieubłaganie upływa, tajemnice, jakie wychodzą na światło
dzienne zbyt późno powodują, że tempo książki jest
nieprawdopodobne. Nie ma czasu na sentymenty, choć Ohlsson wprowadza
oboczne wątki, które mają złagodzić ten szaleńczy pęd.
Zapoznaje nas między innymi z postacią Eden Lundell, w której
zawarła odniesienie do własnej osoby sprzed kilku laty, kiedy
pracowała w służbach bezpieczeństwa Szwecji. Bezkompromisowa,
ostra, skupiona wyłącznie tylko na pracy, wydaje się być
pozbawiona uczuć nawet w stosunku do własnych dzieci. Pod koniec
książki na skorupie Eden na chwilę pojawia się rysa, która
ukazuje bardziej ludzkie oblicze kobiety, ale dość szybko zostaje
wyparte przez profesjonalizm i wewnętrzną dyscyplinę. Dreszczu
emocji dodaje fakt, że jednym z pilotów w zagrożonym samolocie
jest syn Alexa Rechta – Erik.
Autorka,
politolog i analityk policyjny, doskonale przygotowała się do
napisania wielowątkowej powieści, której głównym tematem są
metody działania różnych służb w przypadku zagrożenia
terroryzmem. Choć autorka w posłowiu pisze, że „Wyścig z
czasem” jest historią wymyśloną, nie mniej jednak wprowadza nas
w świat sobie dobrze znany i rzeczywisty. Sposoby działania Sapo
stają otworem przed czytelnikiem, tajemnicą nie jest również
utrzymywanie przez Stany Zjednoczone więzień na terenie różnych
krajów.
Kristina
Ohlsson zamykając fabułę w bardzo wąskich ramach czasowych
stworzyła złudzenie namacalnego uczestniczenia w nich. Zadbała o
zaskakujące zakończenie, które mnie osobiście nie napawa
optymistycznie i choć tak naprawdę chwilami w powieści nie dzieje
się zupełnie nic, niektóre kwestie są naciągane lub zwyczajnie
sztucznie podtrzymują napięcie, to jest to świetny szwedzki
kryminał, do jakich nas już zdążyli przyzwyczaić skandynawscy
pisarze.
http://dlalejdis.pl/artykuly/wyscig_z_czasem_recenzja
"Wyścig z czasem" Kristina Ohlsson, Prószyński i S-ka, Warszawa, 2014
wtorek, 1 lipca 2014
DZIŚ DZIEŃ PSA
1
lipca od kilku lat obchodzimy Dzień Psa. Większość z nas
jest lub był opiekunem jakiegoś czworonoga, więc nie trzeba chyba
udowadniać, że nie ma bardziej wiernego i oddanego przyjaciela niż
własny psiak. Bez względu na rasę, wygląd, wiek są tak samo
kochane.
Trochę
psiej historii (za prof. Jerzym Monkiewiczem, kynologiem).
Udomowienie psa nastąpiło już prawdopodobnie 30 tys. lat temu i z
pewnością przodkiem dzisiejszego Brutusa czy Kajtka jest wilk. I co
ważne, to nie człowiek zbliżył się do wilka, tylko wilk do
człowieka, który zabijał więcej zwierząt niż był w stanie
zjeść. W poszukiwaniu pożywienia wilki zaczęły podchodzić do
ludzkich obozowisk i tak zaczęła się wielka przyjaźń między
człowiekiem a psem.
Oprócz
wiernego kompana, człowiek zyskał stróża, pomoc w polowaniu,
towarzysza wędrówek czy pomoc w transporcie upolowanej zwierzyny. A
co otrzymał od nas pies?
Z
pewnością stałe pożywienie, schronienie. W porównaniu z tym, co
możemy dostać od psa, my dajemy mu bez porównania mniej. To psy
pomagają w tropieniu narkotyków czy zaginionych ludzi, to pies jest
przewodnikiem niewidomego człowieka czy pomaga chorym dzieciom
poprzez dogoterapię.
Nie
przypadkowo to właśnie 1 lipca został wybrany na dzień psa.
Początek wakacji to bardzo trudny okres dla tych zwierząt, gdyż
dochodzi do przykrej weryfikacji, kto kupił psa, bo chciał zrobić
prezent dziecku czy mieć jakąś modną w danej chwili rasę, a kto
zasługuje na prawdziwe miano psiego przyjaciela. Nieprzemyślane
decyzje często kończą się dla psa w schronisku lub dużo bardziej
drastycznie, jak wyrzucenie z jadącego auta czy przywiązanie w
lesie do drzewa bez szans na przeżycie.
Dla
psów błąkających się, niejednokrotnie stale wypatrujących
swojego pana, zagrożeniem jest wysoka wakacyjna temperatura i brak
dostępu do wody czy kleszcze, które mogą spowodować bardzo trudną
do wyleczenia boreliozę. Pamiętajmy zatem, aby wystawiać przed
dom miskę z wodą. Nas to nic nie kosztuje, a psu może uratować
życie.
Bardzo
ważne jest, aby zakup psa był przemyślaną decyzją. To nie jest
zabawka, którą po roku będzie można wymienić na nową. Pies
czuje i cierpi tak samo jak człowiek. Pamiętajmy
również, że nie możemy oczekiwać dozgonnej wdzięczności od
czworonoga tylko dlatego, że zapewniamy mu codzienną miskę karmy.
Aby wieloletnie wspólne życie przebiegało zgodnie pamiętajmy, że
pies sam z siebie nie nauczy się różnych komend, posłuszeństwa
czy zachowania czystości. To
po naszej stronie leży nagradzanie za dobre czy oczekiwane psie
zachowanie, a ignorowanie tego, które jest nieprawidłowe. To
my jesteśmy odpowiedzialni za zwierzę i w każdej sytuacji musimy o
tym pamiętać.
Pies
to nie tylko wydatek związany z wyżywieniem, to również
obowiązkowe szczepienia, systematyczne odrobaczanie, choroby. Usługi
weterynaryjne są płatne, niejednokrotnie to wysokie koszta, które
rosną wraz z wagą psa, więc nie zapominajmy o tym, kiedy będziemy
się decydować na zakup psa rasy bernardyn czy dog niemiecki.
Niestety
od kilku lat można zaobserwować modę na posiadanie konkretnej
psiej rasy. Niedoświadczony opiekun, który pod wpływem chwili
zauroczony wyglądem zwierzęcia decyduje się na zakup, może się
dość szybko rozczarować. Postarajmy się choć przez chwilę
zastanowić się, jaki pies będzie odpowiedni dla naszego
usposobienia, aktywności, czasu, jaki możemy mu dziennie poświęcić.
Psy posiadając niesamowity instynkt doskonale wyczuwają, na co mogą
sobie pozwolić a na co nie. Równie łatwo wykorzystują uległy
charakter opiekuna. Pies jest mistrzem konsekwencji, więc to my
musimy zadbać o to, aby być przewodnikiem stada, jakie tworzymy z
psem.
Równie
ważną sprawą jest sterylizacja/kastracja,
aby zapobiec nadmiernemu rozmnażaniu się czy chorobom. Tylko dzięki
kontrolowaniu płodności mamy szansę na zmniejszenie ilości
niechcianych zwierząt w schroniskach czy wałęsających
się poboczami dróg. Nie
można zapomnieć o zachipowaniu
psiaka na wypadek, gdyby zagubił się. Dzięki chipowi, którego
numer będzie wprowadzony do Międzynarodowej Bazy Danych, ale
również z pomocą zwykłej adresatki
dołączonej do obroży, odnalezienie zaginionego zwierzaka będzie
łatwiejsze.
I
na koniec apel – zaadoptujmy psa ze schroniska, wspierajmy
organizacje prozwierzęce, pomagajmy w zbiórkach żywności dla
zwierząt. W ten sposób
podziękujemy czworonogom za ich psie serce i oddanie, którego w
żaden sposób nie da się zmierzyć żadną miarą i którego źródło
nigdy się nie wyczerpuje.
Na
zdjęciach powyżej Kaczor i Leon, obaj adoptowani ze schroniska, obaj
kochani, obaj potrzebni.
Na
zdjęciu powyżej Ludwik, który z powodu mojej nieuwagi zaginął.
Poszukiwany przez wiele tygodni, miesięcy, niestety bez skutku. Do
dziś łzy mi stają w oczach, kiedy patrzę na jego zdjęcia,
dlatego
pamiętajmy
chipujmy psy i pilnujmy ich!
piątek, 27 czerwca 2014
Pochłaniacz KATARZYNA BONDA
Jak
bardzo niecierpliwie oczekiwałam premiery nowej książki Katarzyny
Bondy, wiem tylko ja. Autorkę i jej powieści polubiłam rok temu za
sprawą „Florystki”. Wtedy też, w moim własnym rankingu
pisarzy, Bonda zajęła pierwsze miejsce. Za sprawą „Pochłaniacza”
obroniła pozycję bez najmniejszego problemu. Powieść wchłonęła
mnie bez reszty, choć warunki, w jakich ją czytałam były bardzo
trudne – pobyt z dzieckiem w szpitalu.
Sasza
Załuska przerywa studia doktoranckie na Uniwersytecie Huddersfield i
wraca wraz z córką do Polski. Za sprawą telefonu od Pawła
Bławickiego rozpoczyna pracę nad profilem autora pogróżek,
których ofiarą jest dzwoniący. Okazuje się, że autorem telefonu
wcale nie jest Bławicki, a ten, który miał być przestępcą jest
ofiarą. Załuska coraz bardziej angażuje się w sprawę, która
swoje początki ma w 1993 roku, kiedy to porachunki mafijne i
skorumpowani policjanci byli codziennością. W ten brutalny świat
wkroczyło kilkoro młodych ludzi, z których dwoje ginie w
niewyjaśnionych okolicznościach. Jak się okazuje sprawa morderstwa
oraz niewyjaśnione zbrodnie sprzed 20 lat w tajemniczy sposób się
łączą. Sasza Załuska, we współpracy z policją i dawnymi
kolegami będzie starała się dowieść co lub kto jest spoiwem,
stoi za dawnymi i obecnymi wydarzeniami.
Jako
pierwsza, Katarzyna Bonda opisała pracę profilera w literaturze
polskiej za sprawą książek o Hubercie Meyerze. Teraz przyszedł
czas na kobiece wydanie psychologa policyjnego. Jaka jest Sasza?
Poturbowana przez życie, walcząca nieustannie ze swoimi
słabościami, bardzo oddana swojej pracy, ale i bardzo opiekuńcza
względem córki. Postać ciekawa i tajemnicza, powoli ukazująca nam
swoje oblicze, której walka samej ze sobą zrobiła na mnie silne
wrażenie.
A
jaki jest „Pochłaniacz”? To książka dużego kalibru, nie tylko
pod względem objętościowym. Powieści Katarzyny Bondy są zawsze
dopracowane do ostatniego zdania i tu również ma to miejsce. Z
każdego rozdziału wyłania się ciężka praca, jaką autorka
wkłada w opracowanie merytoryczne opowieści. Świadomość, że
niektóre postaci mają swoje pierwowzory w rzeczywistości podnosi
niesamowicie wartość książki. To właśnie dzięki pani Kasi mamy
wstęp do świata mafii, z bliska obserwujemy mechanizmy działające
wewnątrz.
Dzięki
Bondzie miałam okazję szczegółowo zapoznać się z metodą badań
zapachu, jaką jest osmologia. Ale nie tylko, bo pisarka zadbała
również o przedstawienie zdania na jej temat samych policjantów,
które porównywane jest przez nich do jasnowidzenia. Między innymi
za sprawą dbałości o szczegóły, Katarzyna Bonda została
mianowana królową polskiego kryminału przez Zygmunta
Miłoszewskiego.
To
książka, o której nie zapomina się tuż po zakończeniu czytania,
to książka, która wciąga czytelnika bez reszty, wymaga skupienia,
bo mnogość wątków może powodować niezrozumienie, ale odwdzięcza
się nietuzinkową fabułą.
"Pochłaniacz" Katarzyna Bonda, Wydawnictwo Muza, Warszawa, 2014
czwartek, 26 czerwca 2014
Dwie głowy anioła HANNA CYGLER
Druga
część opowieści o Julii Cassini i Aleksie Orlicz-Druckim.
Bohaterowie „Głowy anioła” są już małżeństwem z dwójką
dzieci, jednak po szczęściu, jakie zagościło u nich wraz z końcem
poprzedniej książki właściwie nie ma śladu. Julia zajmuje się
przede wszystkim pracą w biurze architektonicznym w Chicago oraz
jego filii w Londynie i Warszawie oraz wydawaniu poleceń przez
telefon dotyczących dzieci. Aleks, jak zwykle zbuntowany,
niewiedzący czego właściwie oczekuje od życia, zajęty dziećmi i
coraz bardziej nieszczęśliwy. Tych dwoje oddala się od siebie z
każdym dniem.
Czy
to małżeństwo ma szansę przetrwać? Na oboje czyhają pokusy, czy
to w postaci starej miłości, czy nowego wspólnika. W jaki sposób
Julia i Alek będą walczyć o swoją rodzinę? Czy oszalały z
zazdrości mąż nie popełni żadnego błędu? Bardzo dużo
dylematów i rozterek zafundowała Hanna Cygler swoim bohaterom. W to
wszystko włączona zostaje tajemnicza roślina Herbaria oraz
równie tajemniczy biznesmeni. Ale to nie koniec. Również drugoplanowi
bohaterowie z pierwszej części pojawiają się, by rozwikłać
zagadki m. in. swojego pochodzenia.
I
znów mamy okazję podziwiać wielowątkowość, z jakiej słynie
Hanna Cygler. Sztukę łączenia tak dużej ilości wydarzeń i ludzi
w spójną całość opanowała do perfekcji i niezmiennie mnie
zachwyca. Jest to zdecydowanie literatura kobieca, ale nie tylko
zwolenniczki powieści romantycznych znajdą tu coś dla siebie.
Również fanki lekkich kryminałów nie będą zawiedzione.
Jednak
obie części różni od siebie moje wrażenie dotyczące odbioru
głównej bohaterki. O ile w pierwszej Julia była postacią ciekawą, z
zagmatwanymi sprawami serowymi i wzbudzającą moje autentyczne
współczucie, o tyle w drugiej zwyczajnie mnie drażniła. Jej
postawa jest wyłącznie roszczeniowa, jej stosunek do męża władczy
i nieznoszący sprzeciwu. Zachowuje się jak usłużna księżna,
której zachcianki powinny być spełniane bez mrugnięcia okiem.
Pozostawia małe dzieci pod opieką Alka, gdyż na pierwszym miejscu
jest praca. Jej postać przez całą książkę wzbudzała moją
szczerą niechęć, ale myślę, że tu również należą się
autorce brawa, bo rzadko w literaturze kobiecej to właśnie kobieta
jest czarnym charakterem. To również pokazuje, jak ciekawą i
nieszablonową pisarką jest Hanna Cygler.
"Dwie głowy anioła" Hanna Cygler, Dom Wydawniczy REBIS, Poznań, 2014
środa, 25 czerwca 2014
Dom złudzeń. Iga IWONA J. WALCZAK
RECENZJA PRZEDPREMIEROWA
Przepiękna okładka, jak zwykle w Wydawnictwie Replika, obrazuje letni spokój i rozmarzenie, ale jak bardzo to było złudne wrażenie, przekonałam się zagłębiając coraz bardziej w niełatwą i burzliwą historię Igi.
Iga jest osobą bardzo bogatą, mąż regularnie podsuwa jej zwitki banknotów, które ona z zapałem wydaje na ubrania, wycieczki, wystawne życie. Jest zmanierowana, znudzona, pozbawiona pokory. Pomimo ogromu wolnego czasu, kilkuletnim synkiem zajmuje się opiekunka i dalsza rodzina. Dla Igi ważniejsze jest SPA, bankiet czy wieczór w teatrze. I nagle w tę luksusową sielankę wkrada się widmo bankructwa. Zupełnie bezpardonowo kładzie się na całym życiu Igi i zbiera swoje żniwo. Jak wiadomo nieszczęścia chodzą parami - mąż Igi, Leszek, świadomy ich sytuacji finansowej, wcale nie ma zamiaru ratować rodzinnej fortuny, za to skutecznie chroni się w ramionach kochanki i unika odpowiedzialności. W żywiołowej Idze budzi to nieopisaną wściekłość i wolę do walki o to, co jeszcze zostało z majątku. Siłą napędową, prowadzącą przez całe życie bohaterki był dziadek, Florian Leśniewski, który nauczył ją miłości do ziemi i bycia silną, co w chwili obecnej jest jej prawdziwym remedium.
Iwona Walczak wykreowała bohaterkę, której różnorodność zachowań powoduje u czytelnika złość, politowanie, niezrozumienie dla infantylności dorosłej kobiety i matki czy dla jej skrajnej nieodpowiedzialności, jaką niewątpliwie charakteryzuje się Iga, ale przez to ta bohaterka jest postacią bardzo intrygującą. Pod wpływem wydarzeń, które są jej udziałem, następuje widoczna zmiana w zachowaniu i podejściu do życia kobiety. Ale nie od razu uda się polubić Igę. Pisarka bez skrępowania przedstawia chwiejność emocjonalną, słabości, jakie każdy z nas ma, choć może nie zawsze zdaje sobie z nich sprawę, wielką, czasem niszczącą potrzebę bycia kochanym i zauważanym.
Książka pisana dwutorowo, ukazuje również dzieciństwo Igi i podwaliny, na jakich kształtował się jej charakter. To przekaz dla nas, jak bardzo ważne jest prawidłowe kształtowanie młodego człowieka i jak ogromny, my rodzice, mamy wpływ na przyszłość naszych dzieci. Tylko mocne oparcie w bliskich, twarde stąpanie po ziemi oraz pokora i szacunek mają szansę na długotrwałe powodzenie. Ta książka to czasami okrutna lekcja ukorzenia się i przyznania do własnych niepowodzeń i niedoskonałości oraz pokazanie czytelnikowi, jak bardzo ryzykowne jest życie złudzeniami.
"Dom złudzeń. Iga" Iwona J. Walczak, Wydawnictwo Replika, Zakrzewo, 16 lipca 2014
Przepiękna okładka, jak zwykle w Wydawnictwie Replika, obrazuje letni spokój i rozmarzenie, ale jak bardzo to było złudne wrażenie, przekonałam się zagłębiając coraz bardziej w niełatwą i burzliwą historię Igi.
Iga jest osobą bardzo bogatą, mąż regularnie podsuwa jej zwitki banknotów, które ona z zapałem wydaje na ubrania, wycieczki, wystawne życie. Jest zmanierowana, znudzona, pozbawiona pokory. Pomimo ogromu wolnego czasu, kilkuletnim synkiem zajmuje się opiekunka i dalsza rodzina. Dla Igi ważniejsze jest SPA, bankiet czy wieczór w teatrze. I nagle w tę luksusową sielankę wkrada się widmo bankructwa. Zupełnie bezpardonowo kładzie się na całym życiu Igi i zbiera swoje żniwo. Jak wiadomo nieszczęścia chodzą parami - mąż Igi, Leszek, świadomy ich sytuacji finansowej, wcale nie ma zamiaru ratować rodzinnej fortuny, za to skutecznie chroni się w ramionach kochanki i unika odpowiedzialności. W żywiołowej Idze budzi to nieopisaną wściekłość i wolę do walki o to, co jeszcze zostało z majątku. Siłą napędową, prowadzącą przez całe życie bohaterki był dziadek, Florian Leśniewski, który nauczył ją miłości do ziemi i bycia silną, co w chwili obecnej jest jej prawdziwym remedium.
Iwona Walczak wykreowała bohaterkę, której różnorodność zachowań powoduje u czytelnika złość, politowanie, niezrozumienie dla infantylności dorosłej kobiety i matki czy dla jej skrajnej nieodpowiedzialności, jaką niewątpliwie charakteryzuje się Iga, ale przez to ta bohaterka jest postacią bardzo intrygującą. Pod wpływem wydarzeń, które są jej udziałem, następuje widoczna zmiana w zachowaniu i podejściu do życia kobiety. Ale nie od razu uda się polubić Igę. Pisarka bez skrępowania przedstawia chwiejność emocjonalną, słabości, jakie każdy z nas ma, choć może nie zawsze zdaje sobie z nich sprawę, wielką, czasem niszczącą potrzebę bycia kochanym i zauważanym.
Książka pisana dwutorowo, ukazuje również dzieciństwo Igi i podwaliny, na jakich kształtował się jej charakter. To przekaz dla nas, jak bardzo ważne jest prawidłowe kształtowanie młodego człowieka i jak ogromny, my rodzice, mamy wpływ na przyszłość naszych dzieci. Tylko mocne oparcie w bliskich, twarde stąpanie po ziemi oraz pokora i szacunek mają szansę na długotrwałe powodzenie. Ta książka to czasami okrutna lekcja ukorzenia się i przyznania do własnych niepowodzeń i niedoskonałości oraz pokazanie czytelnikowi, jak bardzo ryzykowne jest życie złudzeniami.
"Dom złudzeń. Iga" Iwona J. Walczak, Wydawnictwo Replika, Zakrzewo, 16 lipca 2014
poniedziałek, 23 czerwca 2014
Anioły jedzą trzy razy dziennie GRAŻYNA JAGIELSKA
Grażyna
i Wojciech Jagielscy przetrwali 53 wojny. To musiało wycisnąć na
nich piętno.
Jagielscy
są ze sobą ponad 27 lat, przez 20 Wojciech Jagielski był
korespondentem wojennym. Grażyna, dziennikarka, początkowo
poświęciła się macierzyństwu. Pomimo potwornego lęku o
ukochanego męża, godziła się na jego wyjazdy; on nie wyobrażał
sobie rzetelnego pisania o jakimś kraju nie będąc jednocześnie w
nim w trakcie trawiących tam zamieszek. Żyła pracą męża, żyła
jego życiem zapominając o sobie, opierając podstawy swojego
istnienia na nim. Długotrwały stres i strach spowodował u Grażyny
stany lękowe, z którymi sama nie była sobie w stanie poradzić.
Trafiła do szpitala psychiatrycznego na oddział leczenia stresu
bojowego. „Anioły jedzą trzy razy dziennie. 147 dni w
psychiatryku” to zapis relacji z terapii, historie współtowarzyszy,
opis życia, jakie toczy się w szpitalu.
Ale
myli się ten, kto sądzi, że Jagielska skupiła się w książce na
sobie i swojej chorobie. O niej samej jest bardzo niewiele, z
premedytacją pozostaje w cieniu, aby oddać pierwszeństwo weteranom
wojennym z Afganistanu i Iraku oraz cywilom, którzy również
przebywają na oddziale. Przejmujące historie mężczyzn, którym
nie dają spokoju obrazy z przeszłości, którzy nie potrafią
dostosować się do rzeczywistości, choć ją przecież doskonale
znali sprzed wyjazdu na misje pokojowe. Czytelnik zostaje świadkiem
ich prób powrotu do normalnego życia, do życia wśród ludzi bez
ciągłego oglądania się za siebie, bez wzmożonej czujności na
każdym kroku. Walczą z irracjonalnym strachem, z niekontrolowanymi
wybuchami agresji, również w stosunku do najbliższych, walczą o
swoje nowe, zdrowe istnienie. Wśród cywili autorka skupia swoją
uwagę między innymi na młodej kobiecie, która osiągnęła sukces
zawodowy przypłacając go autoagresją, osamotnionej starszej pani
Stasi, której niestety specjaliści nie byli w stanie pomóc. Jej
postać jest przekazem dla czytelnika, że nie zawsze medycyna czy
terapia są skuteczne. Długotrwała samotność wytworzyła u niej
mechanizmy obronne. Kobieta wypiera ze swej świadomości wszystkie
negatywne emocje, stworzyła pancerz ochronny, przez który nikt nie
dał rady się przebić.
Ogrom
zrozumienia, jaki Jagielska posiada dla wszystkich bohaterów
powoduje, że są oni bardzo blisko czytelnika. Nie ma muru
otaczającego szpital psychiatryczny, nie ma zamknięcia, są tylko
ludzkie dramaty i słabości, ludzkie cierpienie i nieustanna walka o
siebie. To poruszający reportaż o próbie ujarzmienia wroga, jakim
jest okaleczona ludzka psychika.
Artykuł opublikowany na http://dlalejdis.pl/artykuly/anioly_jedza_trzy_razy_dziennie_147_dni_w_psychiatryku_recenzja
"Anioły jedzą trzy razy dziennie. 147 dni w psychiatryku" Grażyna Jagielska, Kraków, Wydawnictwo Znak, 2014
niedziela, 22 czerwca 2014
Dom złudzeń. Iga. PREMIERA 16 LIPCA 2014
Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Replika, Książką po łapkach ma możliwość po raz trzeci przeczytać przedpremierowo książkę. Tym razem to "Dom złudzeń. Iga" Iwony J. Walczak. Zdradzę, że już czytam i jestem szczerze zainteresowana, jak dalej potoczy się życie tytułowej Igi. Recenzja niebawem.
Opis wydawcy:
Powieść o sile ducha, jaką dają zasady i odpowiedzialność, nie tylko za siebie.
Iga, poprzez kolejne zamążpójście, wchodzi w posiadanie olbrzymiego majątku. Nie musi pracować, firmą zarządza mąż, a nad maleńkim synkiem czuwa sztab opiekunek i rodzina. Kobieta może zająć się poszukiwaniem substytutów szczęścia w postaci zabiegów w SPA, spotkań z koleżankami w drogich knajpkach oraz nabywaniem ekskluzywnych ubrań. Kilka razy w roku wyjeżdża na wakacje do dalekich miejsc.
Ale nie zawsze tak było… I nie zawsze tak będzie. Nad firmą wisi widmo bankructwa. Iga musi podjąć walkę o zachowanie części majątku i uratowanie kilkudziesięciu hektarów rodzinnej ziemi, w tym pełnego wspomnień z dzieciństwa domu złudzeń.
Ratując rodzinną schedę, Iga pobiera lekcję skromności. Nie jest już zapatrzona w siebie, a bolesne doświadczenia są dla niej etapem na drodze do budowania szczęścia.
piątek, 20 czerwca 2014
Kurhanek Maryli EWA BAUER
Znęcanie
psychiczne nad partnerem jest tak samo niszczące, jak przemoc
fizyczna, a miłość budowana na szantażu emocjonalnym nie może
skończyć się dobrze. W najnowszej powieści Ewa Bauer przedstawia
historię Marty i Piotra. Ona – sierota, wychowywana przez babcię
na wsi, pracująca jako luksusowa prostytutka, on – młody, dobrze
zapowiadający się kardiolog, z zamożnej rodziny. Mezalians
społeczny, jakim jest związek tych dwojga początkowo wydaje się
być wymarzoną bajką dla Marty. Dobroć męża, jego opiekuńczość
oraz umiłowanie dla ciepła domowego ogniska rozczulają kobietę.
Stara się za wszelką cenę sprostać jakże prostym wymaganiom
Piotra. Zaślepiona uczuciem traci czujność, nie zauważa sygnałów,
które płyną z jego zachowania.
Obelgi,
poniżanie, psychiczne dewastowanie wartości to codzienność Marty.
Piotr bardzo skutecznie odsunął żonę od jedynej rodziny, jaką
była babcia kobiety, nawiązywane znajomości nie mają szansy na
przetrwanie. Od Marty wymaga bezwzględnego posłuszeństwa oraz
całkowitego oddania się rodzinie. Każda niesubordynacja jest
dotkliwie karana. Ten zamknięty świat zaczyna powoli bohaterce
przeszkadzać, najbardziej uwiera jednak brak kontaktu ze starzejącą
się babcią. Rozżalenie i wewnętrzny sprzeciw oraz tęsknota za
rodziną powoli otwierają kobiecie oczy na rzeczywistość, w jakiej
zamknął ją mąż.
W
całym tym bagnie, w jakim tkwi Marta, ratunkiem okazuje się
znienawidzone kiedyś miejsce, z którego pochodzi oraz wspomnienie o
dzieciństwie, które pomimo tragedii, było bardzo szczęśliwe i
radosne. Historie, które wspomina kobieta równoważą ogrom
cierpienia, jaki jest jej udziałem w chwili obecnej. Są terapią w
oswojeniu z panującą wokół niej nienawiścią i samotnością.
Ewa
Bauer po raz kolejny dała się poznać jako autorka prozy „trudnej”.
Jej postaci znowu są nacechowane realizmem, a opowiadana historia
budzi prawdziwą burzę emocjonalną u czytelnika. Zaletą, jaką
niewątpliwie posiada pani Ewa jako pisarka to brak sztampowości.
Nie powiela schematów, potrafi zaskoczyć, mimo iż czytelnik sądzi,
że wie, jaki historia będzie miała koniec. I co dla mnie bardzo
ważne, jako miłośniczki książek nazwijmy to na mój użytek
„skomplikowanych”, autorka wykazuje się znajomością psychiki,
zna mechanizmy jakie rządzą w związkach opartych na przemocy
psychicznej. To istotne, aby powieść nie stała się w swej
tematyce groteskowa. Drogi czytelniku tego bloga, apel: jeśli
jeszcze nie poznałeś twórczości Ewy Bauer koniecznie nadrób
zaległości, tym bardziej, że pisarka jest z książki na książkę
coraz lepsza.
"Kurhanek Maryli" Ewa Bauer, Wydawnictwo Szara Godzina, Katowice, 2014
niedziela, 1 czerwca 2014
Uczta dla mnie na Dzień Dziecka ;)
Skończyłam właśnie dwie książki, należące do tych "trudnych". Już niedługo recenzje "Anioły jedzą trzy razy dziennie" Grażyny Jagielskiej oraz "Kurhanek Maryli" Ewy Bauer.
A dziś rozpoczynam moją kolejną przygodę czytelniczą z Kasią Bondą. Tym razem "Pochłaniacz". Ponieważ książki Kasi ukochałam sobie już jakiś czas temu, to i tym razem mam nadzieję na prawdziwą ucztę literacką. Oczywiście wrażenia opiszę.
A wszystkim dzieciom, tym małym i tym dużym, w tym moim własnym, Oliwii i Matyldzie, oraz moim psim dzieciom, Leonowi i Kaczorowi, przesyłam buziaki i życzę samych słonecznych dni.
A dziś rozpoczynam moją kolejną przygodę czytelniczą z Kasią Bondą. Tym razem "Pochłaniacz". Ponieważ książki Kasi ukochałam sobie już jakiś czas temu, to i tym razem mam nadzieję na prawdziwą ucztę literacką. Oczywiście wrażenia opiszę.
A wszystkim dzieciom, tym małym i tym dużym, w tym moim własnym, Oliwii i Matyldzie, oraz moim psim dzieciom, Leonowi i Kaczorowi, przesyłam buziaki i życzę samych słonecznych dni.
piątek, 30 maja 2014
Co czytały jak jeszcze nie blogowały
Pierwsze
wspomnienie, to fascynacja Koziołkiem Matołkiem Kornela
Makuszyńskiego i katorga babci, która musiała – biedna, czytać
ją za każdym razem, kiedy nocowałam u niej. Historię znałam na
pamięć, choć sama jeszcze nie umiałam czytać. Kiedy babci
„zamykało się oko” podczas czytania, kończyłam sama z pamięci
opowieść. Oczywiście „za karę” babcia była odpytywana z
treści.
Nie sposób nie wspomnieć
o królowej kryminału – Joannie Chmielewskiej. I o ile Musierowicz
została mi podsunięta przez mamę, to Chmielewską zaproponował mi
tata (zresztą „Całe zdanie nieboszczyka”, które wtedy mi
pożyczył ze swoich zbiorów, nadal nielegalnie znajduje się u mnie
i bardzo liczę na to, że tego nie przeczyta, ewentualnie mi daruje
:D ).
Wtedy też zaczęło się moje czytanie wszystkich książek
danego autora. Jeśli pokochałam choć jedną książkę jakiegoś
pisarza, robiłam wszystko, aby przeczytać resztę napisanych przez
niego. Zostało mi to do dziś, a tych najbardziej ulubionych staram
się mieć w prywatnej biblioteczce.
Zdjęcia
powyżej to dwuletnia ja na pięciopaku oraz obok niespełna czteroletnia
ja i pies. Niestety Koziołek Matołek nie przetrwał, za to „Kwiat
kalafiora” jest ten sam, ledwie żywy, pożółkły, rozpadający
się, klejony setki razy zupełnie nieskutecznie. Zastanawiałam się
nie raz nad kupnem nowego wydania... i nigdy nie kupiłam, bo to co
mam i tak nie wyrzucę, zawsze to właśnie je będę brała do ręki,
żeby przeczytać. Ot, taka sentymentalna jestem. No i półka
książek Joanny Chmielewskiej. To tylko część jej zbioru, może
kiedyś uda się uzupełnić.
poniedziałek, 26 maja 2014
Głowa anioła HANNA CYGLER
W
2004 roku „Głowa anioła” po raz pierwszy pojawiła się na
rynku wydawniczym. Po dziecięciu latach, za sprawą Domu
Wydawniczego Rebis, mamy możliwość ponownie spotkać się z Julią
i jej przyjaciółmi w odświeżonej treści oraz szacie graficznej okładki.
Tym
razem autorka zabiera nas do nadmorskiego miasteczka K. Znajduje się
tam zabytkowy pałac, na terenie którego trwają prace remontowe.
Aktualnym właścicielem obiektu jest Tomek Morawiecki. Postanawia on
sprowadzić do miasteczka światowej sławy panią architekt, Julię
Cassini, swoją szkolną koleżankę. Przyjazd Julii wprowadza
zamieszanie wśród dawnej paczki przyjaciół, ale nie tylko wśród
nich. Pod urokiem pani architekt znajduje się również Alek
Matulis, tajemniczy młody mężczyzna, pracujący przy renowacji
pałacyku Hemerlingów. I kiedy wydaje się, że wszystko idzie
zgodnie z planem, powracają demony przeszłości, teraźniejszość
zaczyna być coraz groźniejsza, a przyszłość rysuje się w
ciemnych kolorach.
Hanna
Cygler przyzwyczaiła mnie, że w jej książkach dzieje się bardzo
dużo, szybko, i zaskakująco. I tym razem powieść jest
wielowarstwowa, momentami wydaje się, że tych warstw jest może
zbyt wiele, akcja powieści dzieje się w zawrotnym tempie, tak jak i
czyta się tę powieść, przeszłość tłumaczy teraźniejszość,
a teraźniejszość odbija światło przeszłości. Brakło mi tylko
jednego – zaskoczenia. Od mniej więcej połowy książki jej finał
był dla mnie już oczywisty, niestety, bo wpłynęło to dość
znacznie na moje zainteresowanie książką.
Plusem
jest jak zwykle doskonała umiejętność opowiadania, jaką pani
Cygler posiada. To, że tak wiele wątków potrafi zamknąć w
nierozerwalną całość budzi mój ogromny szacunek i podziw dla
kunsztu pisarskiego. Powieść zdecydowanie zasługuje na uwagę,
szczególnie tych czytelniczek i czytelników, którzy lubią
połączenie romansu, kryminału i powieści obyczajowej w jednej
książce. A jeśli „Głowa anioła” wam się spodoba, to mam
dobrą wiadomość – Hanna Cygler napisała kontynuację losów
Julii i Aleksa, „Dwie głowy anioła”. Jeszcze w tym roku ukaże
się wznowienie drugiej części z bardzo klimatyczną, świetnie
dobraną do treści okładką.
"Głowa anioła" Hanna Cygler, Poznań, Dom Wydawniczy REBIS, 2014
piątek, 23 maja 2014
Przybić piątkę JANET EVANOVICH
Stephanie
Plum jest łowczynią nagród, a mimo to na prośbę babci Mazurowej
oraz ciotki Mabel, postanawia odnaleźć wujka Freda, który zaginął
w niewyjaśnionych okolicznościach. Ostatnio widziany był w RGC,
firmie zajmującej się wywozem nieczystości, która winna była
wujkowi dwa
dolary... Czy z powodu owych
dwóch dolarów wujkowi
Fredowi mogło stać się coś złego? Tego będzie próbowała
dowiedzieć się nasza
domorosła pani detektyw. Oczywiście w tzw. międzyczasie Stephanie
będzie starała się złapać Briggsa, który ucieka przed wymiarem
sprawiedliwości, złapać Morellego choćby na jedną noc, złapać
Komandosa, też może być tylko na jedną noc, a dla odmiany uciec
Ramirezowi, który koniecznie chce jej pomóc spotkać się z Bogiem.
Szaleństwo? Być może, ale taka właśnie jest Stephanie Plum,
nietuzinkowa, zwariowana, kobieta, która potrafi wokół siebie
stworzyć niesamowity chaos.
Janet
Evanovich stworzyła serię powieści, które Amerykanki
pokochały. I jak dla mnie, z całą pewnością nie za ilość
kryminału w kryminale, bo nie oszukujmy się, to zdecydowanie NIE
jest kryminał. Ale niewątpliwie postać głównej bohaterki
przyciąga. Steph jest dowcipna, ironiczna, niezdecydowana w kwestii
mężczyzn, do tego jest
ekspertem w komplikowaniu życia sobie i swoim najbliższym. Ale
czy to wystarczyło mi,
aby wsiąknąć do reszty i stać się kolejną fanką Śliweczki?
Nie sądzę, niestety. Postać
Stephanie Plum kojarzy mi się z gorszą podróbką Bridget Jones, a
sposób pisania Evanovich jest zbliżony do tego, który prezentowała
Helen Fielding, przez co
w moich oczach traci. Choć
trzeba przyznać autorce,
że zakończenie tej części jest mistrzowskie. Evanovich doskonale
wie, jak przyciągnąć czytelnika, pozostawiła mnie z niewidomą, a
tego zdecydowanie nie lubię.
Nie
sposób nie wspomnieć o jednej z postaci drugoplanowych, jak dla
mnie dużo lepszej, niż Stephanie. To babcia Mazurowa, która od
początku wprawiała mnie z jednej strony w osłupienie, by za chwilę
powodować niekontrolowany śmiech. Otóż babcia Mazurowa, kobieta w
wieku bardzo słusznym, jest ogromną fanką pogrzebów, wraz z
koleżankami bywa na pokazach chippendales, uwielbia ploteczki i
niespokojne życie. Zawsze chętna, aby pomóc wnuczce w odnalezieniu
Freda, nie zważając zupełnie
na swój wiek. Jej bujna
wyobraźnia powodowała nie raz oburzenie i
konsternację wśród
najbliższych.
Dla
fanów Steph kolejne przygody będą zapewne wielką frajdą, ale ja
nie do końca jestem pod jej urokiem. Owszem, książkę czyta się
lekko, bohaterka z pewnością jest postacią barwną, a pisarka
potrafi prowadzić całą akcję wartko i ciekawie, dla mnie jednak
nie na tyle, aby ponownie spotkać się z nią w kolejnych tomach
serii. Do tej pory za
pośrednictwem wydawnictwa „Fabryka słów” pojawiło się
jedenaście części przygód łowczyni nagród, a już w czerwcu
pojawi się kolejna książka, co z pewnością bardzo ucieszy
wszystkie fanki przebojowej Śliweczki.
Artykuł opublikowany na http://dlalejdis.pl/artykuly/przybic_piatke_recenzja
„Stephanie
plum. Przybić piątkę” Janet Evanovich, Lublin, Wydawnictwo
Fabryka słów, 2013
wtorek, 20 maja 2014
Sąd ostateczny ANNA KLEJZEROWICZ
Trochę
niechlujny, pijący zbyt dużo, samotny, bez pracy i widoków na nią.
Była żona dręczy go nieustannie telefonami w sprawie zaległych
alimentów, jednocześnie nie pozwalając na kontakty z synem.
Zniechęcenie i frustracja narastają, zupełnie nie proporcjonalnie
do posiadanych pieniędzy. To Emil Żądło, były policjant, obecnie
dziennikarz bez etatu. Kiedy jedna z gdańskich redakcji odmawia
zakupu jego tekstu, postanawia ostatnie pieniądze wydać w pubie.
Przypadkowo spotyka tam dawną sąsiadkę z narzeczonym, bardzo
młodych ludzi wydających bezpłatną gazetkę. Nie tylko pożyczają
mu pieniądze, ale i proponują współpracę. Emil czuje
intuicyjnie, że to jego szansa, chwyta się propozycji jak tonący
brzytwy, ale zupełnie nie przypuszcza, że to spotkanie będzie
końcem dla tych dwojga, a początkiem dla niego.
Kiedy
seria brutalnych morderstw wstrząsa Gdańskiem, Emil nie
przypuszcza, że on sam będzie w centrum tych wydarzeń. Morderca
jest przebiegły, nie zostawia żadnych śladów, bawi się trochę w
ciuciubabkę z policją, która jest coraz bardziej bezradna. Zebra,
dawny kumpel, wiele ryzykuje pozwalając Emilowi dołączyć do
prowadzonego przez siebie śledztwa, ale wobec argumentów kolegi nie
ma wyjścia. Czy dzięki niesamowitej inteligencji i intuicji
głównego bohatera uda się odnaleźć fanatycznego sprawcę
krwawych zbrodni? Czy to możliwe, aby miało to związek z
XV-wiecznym obrazem Hansa Memlinga „Sąd ostateczny”?
Sięgając
po powieść wiedziałam tylko, że sama Anna Klejzerowicz pisze o
niej, że to mroczny kryminał z seryjnym zabójcą. Owszem, ale po
zapoznaniu się z nią sądzę, że to zbyt duże uproszczenie, więc
pozwolę się nie do końca z tym zgodzić. To powieść
wielowątkowa, gdzie ogromne znaczenie odgrywa sztuka i miasto, to
właśnie to jest motorem całej konstrukcji fabuły, to one
popychają szaleńca do zbrodni. Autorka prowadzi nas uliczkami
Gdańska, cudownie przeplata sielski obraz miasta otulonego letnim
słońcem z mrocznymi praktykami mordercy. Nie skąpi historii
powstania wielkiego dzieła, jakim jest tryptyk niderlandzkiego
malarza Hansa Memlinga „Sąd Ostateczny”, którą umiejętnie
łączy z fikcją literacką.
Anna
Klejzerowicz dzięki swojej powieści pozwoliła mi się poznać jako
doskonały kryminalista, nie ustępujący miejsca najlepszym w tym
gatunku. Powieść jest bardzo spójna, wszystkie wątki tworzą
nierozerwalną całość, a wiedza wraz z przygotowaniem
merytorycznym do napisania książki robi ogromne wrażenie. To
bardzo dobrze skonstruowana opowieść o historii nie tylko samego
miasta czy obrazu, ale i ludzi, którzy są z nim nierozerwalnie
związani przeszłością, choć ona nie zawsze dotyka ich
bezpośrednio.
Nie
do przecenienia są rozważania pisarki dotyczące boskiej
sprawiedliwości i miłosierdzia, rozważania nad naturą człowieka,
która niejednokrotnie pozbawiona jest godności i człowieczeństwa.
Bardzo głęboko zapadły mi w pamięć słowa: „(...) Czy można
być naprawdę dobrym, nie dostąpiwszy przedtem pokusy i grzechu,
bólu i cierpienia? Przecież nie istnieje dobro bez zła. Jedno
pojęcie warunkuje drugie.” Z
tak oczywistą tezą nie można się nie zgodzić, to jakby
kwintesencja wszystkiego, co dzieje się wokół nas.
Pełen
wachlarz emocji, możliwość zapoznania się z historią sztuki,
opis urokliwego Gdańska – to wszystko i jeszcze więcej w
doskonałej
powieści „Sąd ostateczny” Anny Klejzerowicz.
Bardzo dziękuję Ani Klejzerowicz za wrażenia, jakich dostarczyło mi czytanie Jej powieści oraz wydawnictwu Replika.
"Sąd ostateczny" Anna Klejzerowicz, Zakrzewo, Wydawnictwo Replika, 2014
Subskrybuj:
Posty (Atom)