piątek, 11 lipca 2014

NOWY POST

Na nowej stronie http://ksiazkapolapkach.eu/ jest już dostępna recenzja "Pierwszej kawy o poranku" Diego Galdino

    
         http://ksiazkapolapkach.eu/pierwsza-kawa-poranku-diego-galdino/


Czytajcie, komentujcie, nadal ze mną bądźcie! :D

czwartek, 10 lipca 2014

ZMIANY NA LATO

     Przyszedł czas na zmiany :) Książką po łapkach, za sprawą łapek męża osobistego, dostało nową, pachnącą świeżością stronę internetową :D
Od tej pory wszystkie wpisy będą znajdowały się pod adresem

                          http://ksiazkapolapkach.eu/


Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną! :D

Już niedługo recenzja "kawowej" książki, czyli "Pierwsza kawa o poranku" Diego Galdino.


Okładka piękna, romantyczna, a jak z treścią? Trochę gorzej, niestety. Szukajcie recenzji na nowej stronie!

wtorek, 8 lipca 2014

Anioł śmierci LUCIA PUENZO




    
     Josef Mengele był człowiekiem o dwóch twarzach. Z jednej strony to ukochane dziecko rodziców, ulubieniec całej rodziny, niezwykle uzdolniony. Został lekarzem, ponieważ medycyna była jego pasją. Poświęcił jej całe swoje życie. Z drugiej jest szaleniec, sadysta, człowiek wyzuty z wszelkich emocji, Anioł śmierci mający na swoim sumieniu tysiące ludzkich istnień.
     To Mengele był najokrutniejszym zbrodniarzem Trzeciej Rzeszy, który od maja 1943 roku do listopada 1944 roku dokonał selekcji na rampie w obozie Auschwitz-Birkenau ponad 70 transportów więźniów. Skazywał na śmierć dzieci, starców, kobiety ciężarne oraz każdego, kto nie nadawał się do pracy w obozie. W swojej obsesyjnej miłości do czystości rasy próbował zwiększyć ilość ciąż mnogich, na bliźniętach dokonywał najbardziej bestialskich eksperymentów pseudomedycznych, takich jak amputacje, celowe zakażanie organizmu śmiertelnymi chorobami, punkcje lędźwiowe, a wszystko to wykonywane bez znieczulenia. Wszelkie anomalie rozwojowe cieszyły się jego ogromnym zainteresowaniem.
      Lucia Puenzo w swojej powieści połączyła prawdziwą postać Josefa Mengele, zachowując jego cechy charakteru, zachowanie, jego obsesje związane ze stworzeniem czystego Aryjczyka oraz potrzebą władzy nad naturą z wymyśloną przez siebie historią karłowatej Lilith i jej rodziny.
       Przenosimy się do roku 1960. Ukrywający się Mengele swoim nienagannym zachowaniem zdobywa zaufanie rodziny, z którą podróżuje po Pustyni Patagońskiej. Czemu właśnie ta rodzina stała się jego towarzyszami? To za sprawą 12-letniej Lilith, która jest zbyt niska i nieforemna. Ta dziewczynka powoduje, że uśpiona do niedawna żądza zapanowania nad ludzkim ciałem budzi się na nowo. Udaje mu się przekonać rodziców Lilith, że jest w stanie pomóc jej za pomocą hormonu wzrostu urosnąć kilka, a być może kilkanaście centymetrów. Kolejny eksperyment rozpoczyna się i niewątpliwie będzie miał nieodwracalny wpływ na życie małej dziewczynki.
       „Anioł śmierci” to nie tylko próba zobrazowania życia szalonego naukowca po zakończeniu wojny, to przede wszystkim ukazanie prawdziwej twarzy ludzi, dla których motorem do działania własne obsesyjne dążenia do doskonałości oraz chęć zapanowania nad nieokiełznaną i tajemniczą naturą. Bycie panem świata, władza absolutna są jak narkotyk i bardzo trudno walczyć z pokusą bycia tym, który tworzy perfekcyjność, który dyktuje warunki, choć jest to tylko ideał w jego własnym mniemaniu. Równie trudno być innym niż ogół, który nas otacza. Każdy, kto posiada jakikolwiek defekt wie, jak ciężko żyje się będąc nieustannie narażonym na krytykę, prześmiewcze reakcje społeczeństwa. I kiedy ten, który ma się za stwórcę oraz ta, która chce być jak każdy spotyka się, dążenie do doskonałości staje się ich wspólnym celem.
       Pytania, jakie do dziś towarzyszą mi po przeczytaniu „Anioła śmierci”, to do jakich rzeczy zdolny jest człowiek ogarnięty obsesją zapanowania nad światem, jak silna musi być potrzeba aktu tworzenia nieskazitelnego człowieka, żeby nie wahać się przed najbardziej wyrafinowanym okrucieństwem i ostatnie, jak bardzo jesteśmy zależni od pozytywnego postrzegania nas samych przez społeczeństwo i jak każdy z nas potrzebuje akceptacji drugiego człowieka. Jak bardzo to wszystko determinuje nasze działania, jednocześnie doprowadzając do zatracenia człowieczeństwa.


"Anioł śmierci" Lucia Puenzo, Zakrzewo, Wydawnictwo Replika, 2014


 

niedziela, 6 lipca 2014

Powrót na Staromiejską ANNA MULCZYŃSKA




      Anna Mulczyńska, czyli kobieta wielu pasji i zawodów, napisała powieść prawdopodobnie jednocześnie realizując w ten sposób swoje kolejne marzenie, których, zważywszy na ilość zainteresowań, ma nie mało. I bardzo dobrze, że udało Jej się je urzeczywistnić, bo powstała piękna książka, opisująca losy Weroniki i Edka. A wszystko to dzieje się na przepięknej ulicy Staromiejskiej, gdzie oboje mieszkają i gdzie oboje mają szansę na spełnienie swoich marzeń i pasji, na wypełnienie życia miłością do siebie oraz rozprawienia się z trudami przeszłości.
      Weronika wraca na Staromiejską po latach spędzonych w Szwecji. Wraca i otwiera Robótkowo, sklep ze swoich marzeń, zapełniając go belami miękkich tkanin, kolorowymi mulinami, wymyślnymi drobiazgami do tworzenia niepowtarzalnych dzieł sztuki. Jednocześnie leczy swoje poranione serce nieudanym małżeństwem z Larsem, a tym lekarstwem ma być wykonanie skomplikowanej, patchworkowej kołdry Dear Jane.
       Edward prowadzi restaurację na Staromiejskiej „Trattoria Cannelloni”, w której wyraża siebie przygotowując niepowtarzalne potrawy, wkładając w nie swoje serce i talent. Serce Edwarda jest złamane za sprawą solistki baletowej Ani. Edward to nie klasyczny przystojniak, wręcz przeciwnie, jest pospolity, zwyczajny, co podkreśla dodatkowo szaroburym strojem, ale to nie przedstawia jego prawdziwego wnętrza, które jest szlachetne, romantyczne, pełne tęsknoty za miłością, którą chciałby obdzielić jakąś wyjątkową kobietę.
       Tych dwoje spotyka się na magicznej, pełnej uroku ulicy Staromiejskiej, gdzie wspomnienia i teraźniejszość harmonizują ze sobą, gdzie w powietrzu czuć pozytywną energię, a marzenia się spełniają. Banał? Być może, ale ta powieść jest inna, zapewniam. Jest przepełniona ciepłem, które jest namacalne. Ogromny napływ powieści dla kobiet, gdzie on i ona spotykają się, mają za sobą przykrą przeszłość, ale jednak odnajdują do siebie drogę, powoduje, że każda z nich wydaje się być taka sama.    
       Czym zatem różni się książka Mulczyńskiej od tej całej masy? Przede wszystkim każdy z bohaterów, bez względu na to, czy są oni głównymi postaciami czy obocznymi, ma pasję, w której jest po prostu najlepszy i do tego nie boi się urzeczywistniać swoich marzeń. Pasja, która wyróżnia go z tłumu, choć on sam nie jest może zbyt urokliwy. To właśnie umiłowanie bohaterów do pracy, jaką wykonują oraz niekwestionowany talent i szacunek dla niej powoduje, że jest to powieść nietuzinkowa. Każda postać otrzymała od pisarki część jej samej, przez co bohaterowie nabierają realnych kształtów, a czytelnik czuje, że jego pragnienia mogą się ziścić.
        Pozytywny ładunek, jaki niesie ze sobą opowieść o Weronice i Edku wzbogaca książkę. Mulczyńska stworzyła bardzo naturalną, nieszablonową historię, historię, gdzie ciepło rozlewa się po duszy i zaczyna się wierzyć we własne możliwości. Do tego świetna narracja, spokojna, wyważona, inteligentna. W przyszłości pojawić ma się kontynuacja powieści, „Przyjaciółki ze Staromiejskiej”, która mam nadzieję, będzie równie świeża, przepełniona dobrą energią i pasjami, jak jej poprzedniczka. I na koniec informacja, że głosami internautów „Powrót na Staromiejską” otrzymał tytuł Najlepszej Książki na Lato, z czego bardzo się cieszę i w pełni podzielam to zdanie.


"Powrót na Staromiejską" Anna Mulczyńska, Wydawnictwo Nasza Księgarnia, 2014

 

piątek, 4 lipca 2014

Wyścig z czasem KRISTINA OHLSSON



      Recepta na powieść trzymającą w napięciu? Opisać zamach terrorystyczny w bardzo wąskich ramach czasowych.

      10 października 2011 roku szwedzka policja kryminalna dostaje informacje o podłożeniu czterech bomb w różnych miejscach Sztokholmu. Dzień później Boeing 747 lecący do Nowego Jorku ze Sztokholmu staje się narzędziem w rękach terrorystów, którzy swoje żądania kierują do rządów Stanów Zjednoczonych i Szwecji, jeśli nie zostaną one spełnione, to samolot wyleci w powietrze. Czy te dwie sprawy są ze sobą powiązane? Na to pytanie będzie starał się odpowiedzieć komisarz Alex Recht, była policjantka, a obecnie pracownica Ministerstwa Sprawiedliwości, Fredrika Bergman oraz Eden Lundell – szefowa wydziału walki z terroryzmem szwedzkiej policji bezpieczeństwa Sapo. Powszechnie wiadomo, że rząd USA nie negocjuje z terrorystami i woli wybrać mniejsze złe, czyli w tym wypadku życie 400 pasażerów, więc kiedy zabraknie paliwa w samolocie, życie tych ludzi dobiegnie końca.
      Akcja książki to zapis 24 godzin dramatycznej walki policji i służb bezpieczeństwa ze strony szwedzkiej, amerykańskiej CIA i FBA oraz wydarzeń, które rozgrywają się w Boeingu 747. Czas, który nieubłaganie upływa, tajemnice, jakie wychodzą na światło dzienne zbyt późno powodują, że tempo książki jest nieprawdopodobne. Nie ma czasu na sentymenty, choć Ohlsson wprowadza oboczne wątki, które mają złagodzić ten szaleńczy pęd. Zapoznaje nas między innymi z postacią Eden Lundell, w której zawarła odniesienie do własnej osoby sprzed kilku laty, kiedy pracowała w służbach bezpieczeństwa Szwecji. Bezkompromisowa, ostra, skupiona wyłącznie tylko na pracy, wydaje się być pozbawiona uczuć nawet w stosunku do własnych dzieci. Pod koniec książki na skorupie Eden na chwilę pojawia się rysa, która ukazuje bardziej ludzkie oblicze kobiety, ale dość szybko zostaje wyparte przez profesjonalizm i wewnętrzną dyscyplinę. Dreszczu emocji dodaje fakt, że jednym z pilotów w zagrożonym samolocie jest syn Alexa Rechta – Erik.
      Autorka, politolog i analityk policyjny, doskonale przygotowała się do napisania wielowątkowej powieści, której głównym tematem są metody działania różnych służb w przypadku zagrożenia terroryzmem. Choć autorka w posłowiu pisze, że „Wyścig z czasem” jest historią wymyśloną, nie mniej jednak wprowadza nas w świat sobie dobrze znany i rzeczywisty. Sposoby działania Sapo stają otworem przed czytelnikiem, tajemnicą nie jest również utrzymywanie przez Stany Zjednoczone więzień na terenie różnych krajów.
      Kristina Ohlsson zamykając fabułę w bardzo wąskich ramach czasowych stworzyła złudzenie namacalnego uczestniczenia w nich. Zadbała o zaskakujące zakończenie, które mnie osobiście nie napawa optymistycznie i choć tak naprawdę chwilami w powieści nie dzieje się zupełnie nic, niektóre kwestie są naciągane lub zwyczajnie sztucznie podtrzymują napięcie, to jest to świetny szwedzki kryminał, do jakich nas już zdążyli przyzwyczaić skandynawscy pisarze. 


http://dlalejdis.pl/artykuly/wyscig_z_czasem_recenzja 
 
"Wyścig z czasem" Kristina Ohlsson, Prószyński i S-ka, Warszawa, 2014 


 

wtorek, 1 lipca 2014

DZIŚ DZIEŃ PSA


     1 lipca od kilku lat obchodzimy Dzień Psa. Większość z nas jest lub był opiekunem jakiegoś czworonoga, więc nie trzeba chyba udowadniać, że nie ma bardziej wiernego i oddanego przyjaciela niż własny psiak. Bez względu na rasę, wygląd, wiek są tak samo kochane.
     Trochę psiej historii (za prof. Jerzym Monkiewiczem, kynologiem). Udomowienie psa nastąpiło już prawdopodobnie 30 tys. lat temu i z pewnością przodkiem dzisiejszego Brutusa czy Kajtka jest wilk. I co ważne, to nie człowiek zbliżył się do wilka, tylko wilk do człowieka, który zabijał więcej zwierząt niż był w stanie zjeść. W poszukiwaniu pożywienia wilki zaczęły podchodzić do ludzkich obozowisk i tak zaczęła się wielka przyjaźń między człowiekiem a psem.
      Oprócz wiernego kompana, człowiek zyskał stróża, pomoc w polowaniu, towarzysza wędrówek czy pomoc w transporcie upolowanej zwierzyny. A co otrzymał od nas pies?
      Z pewnością stałe pożywienie, schronienie. W porównaniu z tym, co możemy dostać od psa, my dajemy mu bez porównania mniej. To psy pomagają w tropieniu narkotyków czy zaginionych ludzi, to pies jest przewodnikiem niewidomego człowieka czy pomaga chorym dzieciom poprzez dogoterapię.
     Nie przypadkowo to właśnie 1 lipca został wybrany na dzień psa. Początek wakacji to bardzo trudny okres dla tych zwierząt, gdyż dochodzi do przykrej weryfikacji, kto kupił psa, bo chciał zrobić prezent dziecku czy mieć jakąś modną w danej chwili rasę, a kto zasługuje na prawdziwe miano psiego przyjaciela. Nieprzemyślane decyzje często kończą się dla psa w schronisku lub dużo bardziej drastycznie, jak wyrzucenie z jadącego auta czy przywiązanie w lesie do drzewa bez szans na przeżycie. 



     Dla psów błąkających się, niejednokrotnie stale wypatrujących swojego pana, zagrożeniem jest wysoka wakacyjna temperatura i brak dostępu do wody czy kleszcze, które mogą spowodować bardzo trudną do wyleczenia boreliozę. Pamiętajmy zatem, aby wystawiać przed dom miskę z wodą. Nas to nic nie kosztuje, a psu może uratować życie.
     Bardzo ważne jest, aby zakup psa był przemyślaną decyzją. To nie jest zabawka, którą po roku będzie można wymienić na nową. Pies czuje i cierpi tak samo jak człowiek. Pamiętajmy również, że nie możemy oczekiwać dozgonnej wdzięczności od czworonoga tylko dlatego, że zapewniamy mu codzienną miskę karmy. Aby wieloletnie wspólne życie przebiegało zgodnie pamiętajmy, że pies sam z siebie nie nauczy się różnych komend, posłuszeństwa czy zachowania czystości. To po naszej stronie leży nagradzanie za dobre czy oczekiwane psie zachowanie, a ignorowanie tego, które jest nieprawidłowe. To my jesteśmy odpowiedzialni za zwierzę i w każdej sytuacji musimy o tym pamiętać.
     Pies to nie tylko wydatek związany z wyżywieniem, to również obowiązkowe szczepienia, systematyczne odrobaczanie, choroby. Usługi weterynaryjne są płatne, niejednokrotnie to wysokie koszta, które rosną wraz z wagą psa, więc nie zapominajmy o tym, kiedy będziemy się decydować na zakup psa rasy bernardyn czy dog niemiecki.


     Niestety od kilku lat można zaobserwować modę na posiadanie konkretnej psiej rasy. Niedoświadczony opiekun, który pod wpływem chwili zauroczony wyglądem zwierzęcia decyduje się na zakup, może się dość szybko rozczarować. Postarajmy się choć przez chwilę zastanowić się, jaki pies będzie odpowiedni dla naszego usposobienia, aktywności, czasu, jaki możemy mu dziennie poświęcić. Psy posiadając niesamowity instynkt doskonale wyczuwają, na co mogą sobie pozwolić a na co nie. Równie łatwo wykorzystują uległy charakter opiekuna. Pies jest mistrzem konsekwencji, więc to my musimy zadbać o to, aby być przewodnikiem stada, jakie tworzymy z psem.
     Równie ważną sprawą jest sterylizacja/kastracja, aby zapobiec nadmiernemu rozmnażaniu się czy chorobom. Tylko dzięki kontrolowaniu płodności mamy szansę na zmniejszenie ilości niechcianych zwierząt w schroniskach czy wałęsających się poboczami dróg. Nie można zapomnieć o zachipowaniu psiaka na wypadek, gdyby zagubił się. Dzięki chipowi, którego numer będzie wprowadzony do Międzynarodowej Bazy Danych, ale również z pomocą zwykłej adresatki dołączonej do obroży, odnalezienie zaginionego zwierzaka będzie łatwiejsze.
     I na koniec apel – zaadoptujmy psa ze schroniska, wspierajmy organizacje prozwierzęce, pomagajmy w zbiórkach żywności dla zwierząt. W ten sposób podziękujemy czworonogom za ich psie serce i oddanie, którego w żaden sposób nie da się zmierzyć żadną miarą i którego źródło nigdy się nie wyczerpuje.

Na zdjęciach powyżej Kaczor i Leon, obaj adoptowani ze schroniska, obaj kochani, obaj potrzebni. 

Na zdjęciu powyżej Ludwik, który z powodu mojej nieuwagi zaginął. Poszukiwany przez wiele tygodni, miesięcy, niestety bez skutku. Do dziś łzy mi stają w oczach, kiedy patrzę na jego zdjęcia, dlatego pamiętajmy chipujmy psy i pilnujmy ich!
 

piątek, 27 czerwca 2014

Pochłaniacz KATARZYNA BONDA


       
       Jak bardzo niecierpliwie oczekiwałam premiery nowej książki Katarzyny Bondy, wiem tylko ja. Autorkę i jej powieści polubiłam rok temu za sprawą „Florystki”. Wtedy też, w moim własnym rankingu pisarzy, Bonda zajęła pierwsze miejsce. Za sprawą „Pochłaniacza” obroniła pozycję bez najmniejszego problemu. Powieść wchłonęła mnie bez reszty, choć warunki, w jakich ją czytałam były bardzo trudne – pobyt z dzieckiem w szpitalu.
      Sasza Załuska przerywa studia doktoranckie na Uniwersytecie Huddersfield i wraca wraz z córką do Polski. Za sprawą telefonu od Pawła Bławickiego rozpoczyna pracę nad profilem autora pogróżek, których ofiarą jest dzwoniący. Okazuje się, że autorem telefonu wcale nie jest Bławicki, a ten, który miał być przestępcą jest ofiarą. Załuska coraz bardziej angażuje się w sprawę, która swoje początki ma w 1993 roku, kiedy to porachunki mafijne i skorumpowani policjanci byli codziennością. W ten brutalny świat wkroczyło kilkoro młodych ludzi, z których dwoje ginie w niewyjaśnionych okolicznościach. Jak się okazuje sprawa morderstwa oraz niewyjaśnione zbrodnie sprzed 20 lat w tajemniczy sposób się łączą. Sasza Załuska, we współpracy z policją i dawnymi kolegami będzie starała się dowieść co lub kto jest spoiwem, stoi za dawnymi i obecnymi wydarzeniami.
      Jako pierwsza, Katarzyna Bonda opisała pracę profilera w literaturze polskiej za sprawą książek o Hubercie Meyerze. Teraz przyszedł czas na kobiece wydanie psychologa policyjnego. Jaka jest Sasza? Poturbowana przez życie, walcząca nieustannie ze swoimi słabościami, bardzo oddana swojej pracy, ale i bardzo opiekuńcza względem córki. Postać ciekawa i tajemnicza, powoli ukazująca nam swoje oblicze, której walka samej ze sobą zrobiła na mnie silne wrażenie.
      A jaki jest „Pochłaniacz”? To książka dużego kalibru, nie tylko pod względem objętościowym. Powieści Katarzyny Bondy są zawsze dopracowane do ostatniego zdania i tu również ma to miejsce. Z każdego rozdziału wyłania się ciężka praca, jaką autorka wkłada w opracowanie merytoryczne opowieści. Świadomość, że niektóre postaci mają swoje pierwowzory w rzeczywistości podnosi niesamowicie wartość książki. To właśnie dzięki pani Kasi mamy wstęp do świata mafii, z bliska obserwujemy mechanizmy działające wewnątrz.
      Dzięki Bondzie miałam okazję szczegółowo zapoznać się z metodą badań zapachu, jaką jest osmologia. Ale nie tylko, bo pisarka zadbała również o przedstawienie zdania na jej temat samych policjantów, które porównywane jest przez nich do jasnowidzenia. Między innymi za sprawą dbałości o szczegóły, Katarzyna Bonda została mianowana królową polskiego kryminału przez Zygmunta Miłoszewskiego.
     To książka, o której nie zapomina się tuż po zakończeniu czytania, to książka, która wciąga czytelnika bez reszty, wymaga skupienia, bo mnogość wątków może powodować niezrozumienie, ale odwdzięcza się nietuzinkową fabułą.


"Pochłaniacz" Katarzyna Bonda, Wydawnictwo Muza, Warszawa, 2014 


 

czwartek, 26 czerwca 2014

Dwie głowy anioła HANNA CYGLER




      Druga część opowieści o Julii Cassini i Aleksie Orlicz-Druckim. Bohaterowie „Głowy anioła” są już małżeństwem z dwójką dzieci, jednak po szczęściu, jakie zagościło u nich wraz z końcem poprzedniej książki właściwie nie ma śladu. Julia zajmuje się przede wszystkim pracą w biurze architektonicznym w Chicago oraz jego filii w Londynie i Warszawie oraz wydawaniu poleceń przez telefon dotyczących dzieci. Aleks, jak zwykle zbuntowany, niewiedzący czego właściwie oczekuje od życia, zajęty dziećmi i coraz bardziej nieszczęśliwy. Tych dwoje oddala się od siebie z każdym dniem.
      Czy to małżeństwo ma szansę przetrwać? Na oboje czyhają pokusy, czy to w postaci starej miłości, czy nowego wspólnika. W jaki sposób Julia i Alek będą walczyć o swoją rodzinę? Czy oszalały z zazdrości mąż nie popełni żadnego błędu? Bardzo dużo dylematów i rozterek zafundowała Hanna Cygler swoim bohaterom. W to wszystko włączona zostaje tajemnicza roślina Herbaria oraz równie tajemniczy biznesmeni. Ale to nie koniec. Również drugoplanowi bohaterowie z pierwszej części pojawiają się, by rozwikłać zagadki m. in. swojego pochodzenia.
      I znów mamy okazję podziwiać wielowątkowość, z jakiej słynie Hanna Cygler. Sztukę łączenia tak dużej ilości wydarzeń i ludzi w spójną całość opanowała do perfekcji i niezmiennie mnie zachwyca. Jest to zdecydowanie literatura kobieca, ale nie tylko zwolenniczki powieści romantycznych znajdą tu coś dla siebie. Również fanki lekkich kryminałów nie będą zawiedzione.
     Jednak obie części różni od siebie moje wrażenie dotyczące odbioru głównej bohaterki. O ile w pierwszej Julia była postacią ciekawą, z zagmatwanymi sprawami serowymi i wzbudzającą moje autentyczne współczucie, o tyle w drugiej zwyczajnie mnie drażniła. Jej postawa jest wyłącznie roszczeniowa, jej stosunek do męża władczy i nieznoszący sprzeciwu. Zachowuje się jak usłużna księżna, której zachcianki powinny być spełniane bez mrugnięcia okiem. Pozostawia małe dzieci pod opieką Alka, gdyż na pierwszym miejscu jest praca. Jej postać przez całą książkę wzbudzała moją szczerą niechęć, ale myślę, że tu również należą się autorce brawa, bo rzadko w literaturze kobiecej to właśnie kobieta jest czarnym charakterem. To również pokazuje, jak ciekawą i nieszablonową pisarką jest Hanna Cygler. 


"Dwie głowy anioła" Hanna Cygler, Dom Wydawniczy REBIS, Poznań, 2014 


 

środa, 25 czerwca 2014

Dom złudzeń. Iga IWONA J. WALCZAK

                        RECENZJA PRZEDPREMIEROWA




       Przepiękna okładka, jak zwykle w Wydawnictwie Replika, obrazuje letni spokój i rozmarzenie, ale jak bardzo to było złudne wrażenie, przekonałam się zagłębiając coraz bardziej w niełatwą i burzliwą historię Igi.
       Iga jest osobą bardzo bogatą, mąż regularnie podsuwa jej zwitki banknotów, które ona z zapałem wydaje na ubrania, wycieczki, wystawne życie. Jest zmanierowana, znudzona, pozbawiona pokory. Pomimo ogromu wolnego czasu, kilkuletnim synkiem zajmuje się opiekunka i dalsza rodzina. Dla Igi ważniejsze jest SPA, bankiet czy wieczór w teatrze. I nagle w tę luksusową sielankę wkrada się widmo bankructwa. Zupełnie bezpardonowo kładzie się na całym życiu Igi i zbiera swoje żniwo. Jak wiadomo nieszczęścia chodzą parami - mąż Igi, Leszek, świadomy ich sytuacji finansowej, wcale nie ma zamiaru ratować rodzinnej fortuny, za to skutecznie chroni się w ramionach kochanki i unika odpowiedzialności. W żywiołowej Idze budzi to nieopisaną wściekłość i wolę do walki o to, co jeszcze zostało z majątku. Siłą napędową, prowadzącą przez całe życie bohaterki był dziadek, Florian Leśniewski, który nauczył ją miłości do ziemi i bycia silną, co w chwili obecnej jest jej prawdziwym remedium.
       Iwona Walczak wykreowała bohaterkę, której różnorodność zachowań powoduje u czytelnika złość, politowanie, niezrozumienie dla infantylności dorosłej kobiety i matki czy dla jej skrajnej nieodpowiedzialności, jaką niewątpliwie charakteryzuje się Iga, ale przez to ta bohaterka jest postacią bardzo intrygującą. Pod wpływem wydarzeń, które są jej udziałem, następuje widoczna zmiana w zachowaniu i podejściu do życia kobiety. Ale nie od razu uda się polubić Igę. Pisarka bez skrępowania przedstawia chwiejność emocjonalną, słabości, jakie każdy z nas ma, choć może nie zawsze zdaje sobie z nich sprawę, wielką, czasem niszczącą potrzebę bycia kochanym i zauważanym.
       Książka pisana dwutorowo, ukazuje również dzieciństwo Igi i podwaliny, na jakich kształtował się jej charakter. To przekaz dla nas, jak bardzo ważne jest prawidłowe kształtowanie młodego człowieka i jak ogromny, my rodzice, mamy wpływ na przyszłość naszych dzieci. Tylko mocne oparcie w bliskich, twarde stąpanie po ziemi oraz pokora i szacunek mają szansę na długotrwałe powodzenie. Ta książka to czasami okrutna lekcja ukorzenia się i przyznania do własnych niepowodzeń i niedoskonałości oraz pokazanie czytelnikowi, jak bardzo ryzykowne jest życie złudzeniami.

   
"Dom złudzeń. Iga" Iwona J. Walczak, Wydawnictwo Replika, Zakrzewo, 16 lipca 2014



poniedziałek, 23 czerwca 2014

Anioły jedzą trzy razy dziennie GRAŻYNA JAGIELSKA




      Grażyna i Wojciech Jagielscy przetrwali 53 wojny. To musiało wycisnąć na nich piętno.

      Jagielscy są ze sobą ponad 27 lat, przez 20 Wojciech Jagielski był korespondentem wojennym. Grażyna, dziennikarka, początkowo poświęciła się macierzyństwu. Pomimo potwornego lęku o ukochanego męża, godziła się na jego wyjazdy; on nie wyobrażał sobie rzetelnego pisania o jakimś kraju nie będąc jednocześnie w nim w trakcie trawiących tam zamieszek. Żyła pracą męża, żyła jego życiem zapominając o sobie, opierając podstawy swojego istnienia na nim. Długotrwały stres i strach spowodował u Grażyny stany lękowe, z którymi sama nie była sobie w stanie poradzić. Trafiła do szpitala psychiatrycznego na oddział leczenia stresu bojowego. „Anioły jedzą trzy razy dziennie. 147 dni w psychiatryku” to zapis relacji z terapii, historie współtowarzyszy, opis życia, jakie toczy się w szpitalu.
      Ale myli się ten, kto sądzi, że Jagielska skupiła się w książce na sobie i swojej chorobie. O niej samej jest bardzo niewiele, z premedytacją pozostaje w cieniu, aby oddać pierwszeństwo weteranom wojennym z Afganistanu i Iraku oraz cywilom, którzy również przebywają na oddziale. Przejmujące historie mężczyzn, którym nie dają spokoju obrazy z przeszłości, którzy nie potrafią dostosować się do rzeczywistości, choć ją przecież doskonale znali sprzed wyjazdu na misje pokojowe. Czytelnik zostaje świadkiem ich prób powrotu do normalnego życia, do życia wśród ludzi bez ciągłego oglądania się za siebie, bez wzmożonej czujności na każdym kroku. Walczą z irracjonalnym strachem, z niekontrolowanymi wybuchami agresji, również w stosunku do najbliższych, walczą o swoje nowe, zdrowe istnienie. Wśród cywili autorka skupia swoją uwagę między innymi na młodej kobiecie, która osiągnęła sukces zawodowy przypłacając go autoagresją, osamotnionej starszej pani Stasi, której niestety specjaliści nie byli w stanie pomóc. Jej postać jest przekazem dla czytelnika, że nie zawsze medycyna czy terapia są skuteczne. Długotrwała samotność wytworzyła u niej mechanizmy obronne. Kobieta wypiera ze swej świadomości wszystkie negatywne emocje, stworzyła pancerz ochronny, przez który nikt nie dał rady się przebić.
      Ogrom zrozumienia, jaki Jagielska posiada dla wszystkich bohaterów powoduje, że są oni bardzo blisko czytelnika. Nie ma muru otaczającego szpital psychiatryczny, nie ma zamknięcia, są tylko ludzkie dramaty i słabości, ludzkie cierpienie i nieustanna walka o siebie. To poruszający reportaż o próbie ujarzmienia wroga, jakim jest okaleczona ludzka psychika. 


Artykuł opublikowany na http://dlalejdis.pl/artykuly/anioly_jedza_trzy_razy_dziennie_147_dni_w_psychiatryku_recenzja
 
"Anioły jedzą trzy razy dziennie. 147 dni w psychiatryku" Grażyna Jagielska, Kraków, Wydawnictwo Znak, 2014


 

niedziela, 22 czerwca 2014

Dom złudzeń. Iga. PREMIERA 16 LIPCA 2014







    Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Replika, Książką po łapkach ma możliwość po raz trzeci przeczytać przedpremierowo książkę. Tym razem to "Dom złudzeń. Iga" Iwony J. Walczak. Zdradzę, że już czytam i jestem szczerze zainteresowana, jak dalej potoczy się życie tytułowej Igi. Recenzja niebawem.

Opis wydawcy:

Powieść o sile ducha, jaką dają zasady i odpowiedzialność, nie tylko za siebie.
Iga, poprzez kolejne zamążpójście, wchodzi w posiadanie olbrzymiego majątku. Nie musi pracować, firmą zarządza mąż, a nad maleńkim synkiem czuwa sztab opiekunek i rodzina. Kobieta może zająć się poszukiwaniem substytutów szczęścia w postaci zabiegów w SPA, spotkań z koleżankami w drogich knajpkach oraz nabywaniem ekskluzywnych ubrań. Kilka razy w roku wyjeżdża na wakacje do dalekich miejsc.
Ale nie zawsze tak było… I nie zawsze tak będzie. Nad firmą wisi widmo bankructwa. Iga musi podjąć walkę o zachowanie części majątku i uratowanie kilkudziesięciu hektarów rodzinnej ziemi, w tym pełnego wspomnień z dzieciństwa domu złudzeń.
Ratując rodzinną schedę, Iga pobiera lekcję skromności. Nie jest już zapatrzona w siebie, a bolesne doświadczenia są dla niej etapem na drodze do budowania szczęścia.



piątek, 20 czerwca 2014

Kurhanek Maryli EWA BAUER

 


           Znęcanie psychiczne nad partnerem jest tak samo niszczące, jak przemoc fizyczna, a miłość budowana na szantażu emocjonalnym nie może skończyć się dobrze. W najnowszej powieści Ewa Bauer przedstawia historię Marty i Piotra. Ona – sierota, wychowywana przez babcię na wsi, pracująca jako luksusowa prostytutka, on – młody, dobrze zapowiadający się kardiolog, z zamożnej rodziny. Mezalians społeczny, jakim jest związek tych dwojga początkowo wydaje się być wymarzoną bajką dla Marty. Dobroć męża, jego opiekuńczość oraz umiłowanie dla ciepła domowego ogniska rozczulają kobietę. Stara się za wszelką cenę sprostać jakże prostym wymaganiom Piotra. Zaślepiona uczuciem traci czujność, nie zauważa sygnałów, które płyną z jego zachowania.
          Obelgi, poniżanie, psychiczne dewastowanie wartości to codzienność Marty. Piotr bardzo skutecznie odsunął żonę od jedynej rodziny, jaką była babcia kobiety, nawiązywane znajomości nie mają szansy na przetrwanie. Od Marty wymaga bezwzględnego posłuszeństwa oraz całkowitego oddania się rodzinie. Każda niesubordynacja jest dotkliwie karana. Ten zamknięty świat zaczyna powoli bohaterce przeszkadzać, najbardziej uwiera jednak brak kontaktu ze starzejącą się babcią. Rozżalenie i wewnętrzny sprzeciw oraz tęsknota za rodziną powoli otwierają kobiecie oczy na rzeczywistość, w jakiej zamknął ją mąż.
         W całym tym bagnie, w jakim tkwi Marta, ratunkiem okazuje się znienawidzone kiedyś miejsce, z którego pochodzi oraz wspomnienie o dzieciństwie, które pomimo tragedii, było bardzo szczęśliwe i radosne. Historie, które wspomina kobieta równoważą ogrom cierpienia, jaki jest jej udziałem w chwili obecnej. Są terapią w oswojeniu z panującą wokół niej nienawiścią i samotnością.
          Ewa Bauer po raz kolejny dała się poznać jako autorka prozy „trudnej”. Jej postaci znowu są nacechowane realizmem, a opowiadana historia budzi prawdziwą burzę emocjonalną u czytelnika. Zaletą, jaką niewątpliwie posiada pani Ewa jako pisarka to brak sztampowości. Nie powiela schematów, potrafi zaskoczyć, mimo iż czytelnik sądzi, że wie, jaki historia będzie miała koniec. I co dla mnie bardzo ważne, jako miłośniczki książek nazwijmy to na mój użytek „skomplikowanych”, autorka wykazuje się znajomością psychiki, zna mechanizmy jakie rządzą w związkach opartych na przemocy psychicznej. To istotne, aby powieść nie stała się w swej tematyce groteskowa. Drogi czytelniku tego bloga, apel: jeśli jeszcze nie poznałeś twórczości Ewy Bauer koniecznie nadrób zaległości, tym bardziej, że pisarka jest z książki na książkę coraz lepsza. 


"Kurhanek Maryli" Ewa Bauer, Wydawnictwo Szara Godzina, Katowice, 2014


 

niedziela, 1 czerwca 2014

Uczta dla mnie na Dzień Dziecka ;)

     Skończyłam właśnie dwie książki, należące do tych "trudnych". Już niedługo recenzje "Anioły jedzą trzy razy dziennie" Grażyny Jagielskiej oraz "Kurhanek Maryli" Ewy Bauer. 
     A dziś rozpoczynam moją kolejną przygodę czytelniczą z Kasią Bondą. Tym razem "Pochłaniacz". Ponieważ książki Kasi ukochałam sobie już jakiś czas temu, to i tym razem mam nadzieję na prawdziwą ucztę literacką. Oczywiście wrażenia opiszę. 
     A wszystkim dzieciom, tym małym i tym dużym, w tym moim własnym, Oliwii i Matyldzie, oraz moim psim dzieciom, Leonowi i Kaczorowi, przesyłam buziaki i życzę samych słonecznych dni.


piątek, 30 maja 2014

Co czytały jak jeszcze nie blogowały



Pierwsze wspomnienie, to fascynacja Koziołkiem Matołkiem Kornela Makuszyńskiego i katorga babci, która musiała – biedna, czytać ją za każdym razem, kiedy nocowałam u niej. Historię znałam na pamięć, choć sama jeszcze nie umiałam czytać. Kiedy babci „zamykało się oko” podczas czytania, kończyłam sama z pamięci opowieść. Oczywiście „za karę” babcia była odpytywana z treści.








 
Mniej więcej mając 12 lat, za sprawą „Kwiatu kalafiora” Małgorzaty Musierowicz, zaczęła się moja przygoda z czytaniem, która trwa do dziś. Rodzina Borejków stała się moim ideałem, jaki chciałam osiągnąć we własnym życiu. Stali się moimi przyjaciółmi na długie lata i do dnia dzisiejszego, w trudnych chwilach, sięgam po bardzo już zniszczony egzemplarz „Kwiatu...”, otwieram na przypadkowej stronie i znikam dla świata. 




 Nie sposób nie wspomnieć o królowej kryminału – Joannie Chmielewskiej. I o ile Musierowicz została mi podsunięta przez mamę, to Chmielewską zaproponował mi tata (zresztą „Całe zdanie nieboszczyka”, które wtedy mi pożyczył ze swoich zbiorów, nadal nielegalnie znajduje się u mnie i bardzo liczę na to, że tego nie przeczyta, ewentualnie mi daruje :D ).







 Wtedy też zaczęło się moje czytanie wszystkich książek danego autora. Jeśli pokochałam choć jedną książkę jakiegoś pisarza, robiłam wszystko, aby przeczytać resztę napisanych przez niego. Zostało mi to do dziś, a tych najbardziej ulubionych staram się mieć w prywatnej biblioteczce.

 
Zdjęcia powyżej to dwuletnia ja na pięciopaku oraz obok niespełna czteroletnia ja i pies. Niestety Koziołek Matołek nie przetrwał, za to „Kwiat kalafiora” jest ten sam, ledwie żywy, pożółkły, rozpadający się, klejony setki razy zupełnie nieskutecznie. Zastanawiałam się nie raz nad kupnem nowego wydania... i nigdy nie kupiłam, bo to co mam i tak nie wyrzucę, zawsze to właśnie je będę brała do ręki, żeby przeczytać. Ot, taka sentymentalna jestem. No i półka książek Joanny Chmielewskiej. To tylko część jej zbioru, może kiedyś uda się uzupełnić.

poniedziałek, 26 maja 2014

Głowa anioła HANNA CYGLER




 
      W 2004 roku „Głowa anioła” po raz pierwszy pojawiła się na rynku wydawniczym. Po dziecięciu latach, za sprawą Domu Wydawniczego Rebis, mamy możliwość ponownie spotkać się z Julią i jej przyjaciółmi w odświeżonej treści oraz szacie graficznej okładki.

      Tym razem autorka zabiera nas do nadmorskiego miasteczka K. Znajduje się tam zabytkowy pałac, na terenie którego trwają prace remontowe. Aktualnym właścicielem obiektu jest Tomek Morawiecki. Postanawia on sprowadzić do miasteczka światowej sławy panią architekt, Julię Cassini, swoją szkolną koleżankę. Przyjazd Julii wprowadza zamieszanie wśród dawnej paczki przyjaciół, ale nie tylko wśród nich. Pod urokiem pani architekt znajduje się również Alek Matulis, tajemniczy młody mężczyzna, pracujący przy renowacji pałacyku Hemerlingów. I kiedy wydaje się, że wszystko idzie zgodnie z planem, powracają demony przeszłości, teraźniejszość zaczyna być coraz groźniejsza, a przyszłość rysuje się w ciemnych kolorach.

      Hanna Cygler przyzwyczaiła mnie, że w jej książkach dzieje się bardzo dużo, szybko, i zaskakująco. I tym razem powieść jest wielowarstwowa, momentami wydaje się, że tych warstw jest może zbyt wiele, akcja powieści dzieje się w zawrotnym tempie, tak jak i czyta się tę powieść, przeszłość tłumaczy teraźniejszość, a teraźniejszość odbija światło przeszłości. Brakło mi tylko jednego – zaskoczenia. Od mniej więcej połowy książki jej finał był dla mnie już oczywisty, niestety, bo wpłynęło to dość znacznie na moje zainteresowanie książką.

     Plusem jest jak zwykle doskonała umiejętność opowiadania, jaką pani Cygler posiada. To, że tak wiele wątków potrafi zamknąć w nierozerwalną całość budzi mój ogromny szacunek i podziw dla kunsztu pisarskiego. Powieść zdecydowanie zasługuje na uwagę, szczególnie tych czytelniczek i czytelników, którzy lubią połączenie romansu, kryminału i powieści obyczajowej w jednej książce. A jeśli „Głowa anioła” wam się spodoba, to mam dobrą wiadomość – Hanna Cygler napisała kontynuację losów Julii i Aleksa, „Dwie głowy anioła”. Jeszcze w tym roku ukaże się wznowienie drugiej części z bardzo klimatyczną, świetnie dobraną do treści okładką.



"Głowa anioła" Hanna Cygler, Poznań, Dom Wydawniczy REBIS, 2014



piątek, 23 maja 2014

Przybić piątkę JANET EVANOVICH




       Stephanie Plum jest łowczynią nagród, a mimo to na prośbę babci Mazurowej oraz ciotki Mabel, postanawia odnaleźć wujka Freda, który zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach. Ostatnio widziany był w RGC, firmie zajmującej się wywozem nieczystości, która winna była wujkowi dwa dolary... Czy z powodu owych dwóch dolarów wujkowi Fredowi mogło stać się coś złego? Tego będzie próbowała dowiedzieć się nasza domorosła pani detektyw. Oczywiście w tzw. międzyczasie Stephanie będzie starała się złapać Briggsa, który ucieka przed wymiarem sprawiedliwości, złapać Morellego choćby na jedną noc, złapać Komandosa, też może być tylko na jedną noc, a dla odmiany uciec Ramirezowi, który koniecznie chce jej pomóc spotkać się z Bogiem. Szaleństwo? Być może, ale taka właśnie jest Stephanie Plum, nietuzinkowa, zwariowana, kobieta, która potrafi wokół siebie stworzyć niesamowity chaos.
       
       Janet Evanovich stworzyła serię powieści, które Amerykanki pokochały. I jak dla mnie, z całą pewnością nie za ilość kryminału w kryminale, bo nie oszukujmy się, to zdecydowanie NIE jest kryminał. Ale niewątpliwie postać głównej bohaterki przyciąga. Steph jest dowcipna, ironiczna, niezdecydowana w kwestii mężczyzn, do tego jest ekspertem w komplikowaniu życia sobie i swoim najbliższym. Ale czy to wystarczyło mi, aby wsiąknąć do reszty i stać się kolejną fanką Śliweczki? Nie sądzę, niestety. Postać Stephanie Plum kojarzy mi się z gorszą podróbką Bridget Jones, a sposób pisania Evanovich jest zbliżony do tego, który prezentowała Helen Fielding, przez co w moich oczach traci. Choć trzeba przyznać autorce, że zakończenie tej części jest mistrzowskie. Evanovich doskonale wie, jak przyciągnąć czytelnika, pozostawiła mnie z niewidomą, a tego zdecydowanie nie lubię.
       
        Nie sposób nie wspomnieć o jednej z postaci drugoplanowych, jak dla mnie dużo lepszej, niż Stephanie. To babcia Mazurowa, która od początku wprawiała mnie z jednej strony w osłupienie, by za chwilę powodować niekontrolowany śmiech. Otóż babcia Mazurowa, kobieta w wieku bardzo słusznym, jest ogromną fanką pogrzebów, wraz z koleżankami bywa na pokazach chippendales, uwielbia ploteczki i niespokojne życie. Zawsze chętna, aby pomóc wnuczce w odnalezieniu Freda, nie zważając zupełnie na swój wiek. Jej bujna wyobraźnia powodowała nie raz oburzenie i konsternację wśród najbliższych.

        Dla fanów Steph kolejne przygody będą zapewne wielką frajdą, ale ja nie do końca jestem pod jej urokiem. Owszem, książkę czyta się lekko, bohaterka z pewnością jest postacią barwną, a pisarka potrafi prowadzić całą akcję wartko i ciekawie, dla mnie jednak nie na tyle, aby ponownie spotkać się z nią w kolejnych tomach serii. Do tej pory za pośrednictwem wydawnictwa „Fabryka słów” pojawiło się jedenaście części przygód łowczyni nagród, a już w czerwcu pojawi się kolejna książka, co z pewnością bardzo ucieszy wszystkie fanki przebojowej Śliweczki.

Artykuł opublikowany na http://dlalejdis.pl/artykuly/przybic_piatke_recenzja

 
Stephanie plum. Przybić piątkę” Janet Evanovich, Lublin, Wydawnictwo Fabryka słów, 2013



wtorek, 20 maja 2014

Sąd ostateczny ANNA KLEJZEROWICZ





       Trochę niechlujny, pijący zbyt dużo, samotny, bez pracy i widoków na nią. Była żona dręczy go nieustannie telefonami w sprawie zaległych alimentów, jednocześnie nie pozwalając na kontakty z synem. Zniechęcenie i frustracja narastają, zupełnie nie proporcjonalnie do posiadanych pieniędzy. To Emil Żądło, były policjant, obecnie dziennikarz bez etatu. Kiedy jedna z gdańskich redakcji odmawia zakupu jego tekstu, postanawia ostatnie pieniądze wydać w pubie. Przypadkowo spotyka tam dawną sąsiadkę z narzeczonym, bardzo młodych ludzi wydających bezpłatną gazetkę. Nie tylko pożyczają mu pieniądze, ale i proponują współpracę. Emil czuje intuicyjnie, że to jego szansa, chwyta się propozycji jak tonący brzytwy, ale zupełnie nie przypuszcza, że to spotkanie będzie końcem dla tych dwojga, a początkiem dla niego.
        
       Kiedy seria brutalnych morderstw wstrząsa Gdańskiem, Emil nie przypuszcza, że on sam będzie w centrum tych wydarzeń. Morderca jest przebiegły, nie zostawia żadnych śladów, bawi się trochę w ciuciubabkę z policją, która jest coraz bardziej bezradna. Zebra, dawny kumpel, wiele ryzykuje pozwalając Emilowi dołączyć do prowadzonego przez siebie śledztwa, ale wobec argumentów kolegi nie ma wyjścia. Czy dzięki niesamowitej inteligencji i intuicji głównego bohatera uda się odnaleźć fanatycznego sprawcę krwawych zbrodni? Czy to możliwe, aby miało to związek z XV-wiecznym obrazem Hansa Memlinga „Sąd ostateczny”?
      
       Sięgając po powieść wiedziałam tylko, że sama Anna Klejzerowicz pisze o niej, że to mroczny kryminał z seryjnym zabójcą. Owszem, ale po zapoznaniu się z nią sądzę, że to zbyt duże uproszczenie, więc pozwolę się nie do końca z tym zgodzić. To powieść wielowątkowa, gdzie ogromne znaczenie odgrywa sztuka i miasto, to właśnie to jest motorem całej konstrukcji fabuły, to one popychają szaleńca do zbrodni. Autorka prowadzi nas uliczkami Gdańska, cudownie przeplata sielski obraz miasta otulonego letnim słońcem z mrocznymi praktykami mordercy. Nie skąpi historii powstania wielkiego dzieła, jakim jest tryptyk niderlandzkiego malarza Hansa Memlinga „Sąd Ostateczny”, którą umiejętnie łączy z fikcją literacką.
        
       Anna Klejzerowicz dzięki swojej powieści pozwoliła mi się poznać jako doskonały kryminalista, nie ustępujący miejsca najlepszym w tym gatunku. Powieść jest bardzo spójna, wszystkie wątki tworzą nierozerwalną całość, a wiedza wraz z przygotowaniem merytorycznym do napisania książki robi ogromne wrażenie. To bardzo dobrze skonstruowana opowieść o historii nie tylko samego miasta czy obrazu, ale i ludzi, którzy są z nim nierozerwalnie związani przeszłością, choć ona nie zawsze dotyka ich bezpośrednio.
        
       Nie do przecenienia są rozważania pisarki dotyczące boskiej sprawiedliwości i miłosierdzia, rozważania nad naturą człowieka, która niejednokrotnie pozbawiona jest godności i człowieczeństwa. Bardzo głęboko zapadły mi w pamięć słowa: „(...) Czy można być naprawdę dobrym, nie dostąpiwszy przedtem pokusy i grzechu, bólu i cierpienia? Przecież nie istnieje dobro bez zła. Jedno pojęcie warunkuje drugie.” Z tak oczywistą tezą nie można się nie zgodzić, to jakby kwintesencja wszystkiego, co dzieje się wokół nas.
        
       Pełen wachlarz emocji, możliwość zapoznania się z historią sztuki, opis urokliwego Gdańska – to wszystko i jeszcze więcej w doskonałej powieści „Sąd ostateczny” Anny Klejzerowicz.


Bardzo dziękuję Ani Klejzerowicz za wrażenia, jakich dostarczyło mi czytanie Jej powieści oraz wydawnictwu Replika.


"Sąd ostateczny" Anna Klejzerowicz, Zakrzewo, Wydawnictwo Replika, 2014